Bolesław A. Uryn, W świecie jurt i szamanów. Recenzja.

Bezdrożami Mongolii

Jest zapewne wielu admiratorów Mongolii, bo to kraj i ogromny, i piękny. Pełen przestrzeni, umożliwiającej inną perspektywę myślową, inny rytm upływu czasu, a nade wszystko pozwalający na model życia w pewien sposób wolny, romantyczny i, jakby to nie zabrzmiało, pionierski – do czasów współczesnych posiadający w sobie erzac nomadyzmu.

Przyroda Mongolii – w wielkim kraju przy małym zaludnieniu – zachowała swój pierwotny, dziki i nieujarzmiony charakter. Klimat tu ostry, dwubiegunowy, lubujący się w przesadzie. Roczna amplituda temperatur sięga 80 stopni, a i dzienna potrafi wprawić w zdumienie. Mało tu dróg utwardzanych, poza stolicą prawie ich nie ma; brak również znaków drogowych i tablic informacyjnych (sic!). Podróżuje się, jak kto zapragnie, jak wygodniej oraz jak wyobraźnia podpowiada. Od nowoczesnych form – jak samolot, samochód terenowy – poprzez kajak lub ponton, a skończywszy na naturalnych, choć już odrobinę staromodnych metodach – jak jazda na grzbiecie końskim lub wielbłądzim.

Gaachurt (fot. PranjalBorah; wszystkie zdjęcia z: wikimedia.org)

Krajobraz oraz oczywista, choć czasem nieco ekscentryczna, gościnność tubylców wynagradzają wszelkie niewygody. Nie wspominając już o uroku niedostępnej tajgi, pięknie wielu pasm górskich, urzekającym bezkresie pustyni Gobi, to gdzie indziej na świecie tak łatwo przyjdzie spotkać nam w lasach saksaułowych jeleniołosia. A mówią, że i ałmasa (yeti) przy odrobinie szczęścia można tu zobaczyć…

Tak mówi się i w tej książce, bo tu mówi się o wszystkim, co wspomnienia wartym jest w Mongolii – przy czym nieważne, czy źródłem jest nauka, czy rzeczywistość bajeczna.

Pojenie wielbłądów na prowincji Ömnögovi – w południowej części pustyni Gobi

„W świecie jurt i szamanów” to relacja adoratora Mongolii, a jednocześnie świadectwo jego ulubienia tego kraju, kultury, krajobrazu i mieszkańców, które usłyszeć można co chwilę: subtelne, bez zbytniej afektacji, czasem szorstkie i męskie, za to permanentne i wierne, jak przystało w przypadku wyznania miłości prawdziwej; będące najczęściej opisem rzetelnym, rzeczywistym, bo wynikającym z wieloletniej fascynacji, z wielu podróży oraz pewnie – gdyby to zsumować – kilku lat życia  spędzonych w Mongolii.

Mankamentem książki jest to, że autor zapragnął powiedzieć nam prawie o wszystkim. Przeskakujemy zatem z ałmasa ( wspomniany już mityczny „człowiek śniegu”) na Czyngis-chana, potem podróżujemy przez tajgę na koniu , spływamy górską rzeką na wątłych kajakach albo szukamy ogromnych larw potworów na Gobi (rzekomo istniejących naprawdę i rzekomo pożerających na śniadanie ludzi), to znów spacerujemy po szybko rozwijającym się Ułan Bator lub szukamy polskich śladów w Mongolii. Czyni to opowieść nieco powierzchowną, z założenia zaadresowaną do wielu, lecz przez to niewielu ciekawiącą. To coś w rodzaju leksykonu na temat tego kraju – od przygód survivalowych do historii i dziejów politycznych. Zamiar może i szczytny, lecz moim zdaniem nie za bardzo udany.

Rynek w Ułan Bator – stolicy Mongolii (fot. Mario Carvajal)

Wspomniany wyżej tematyczny misz-masz powoduje równie rwany sposób narracji – trudno ocenić, czy jest to literatura podróżnicza, piękna, sensacyjna czy popularno-naukowa. Być może są osoby lubiące taki sposób prowadzenia opowieści, niestety piszący te słowa nie zalicza się do nich.

Ewidentną zaletą książki jest jej wysoki poziom edycji. Mnóstwo tu dobrej jakości zdjęć i ilustracji, na marginesach zamieszczono ciekawostki lub krótkie informacje dotyczące kwestii lingwistycznych lub innych fenomenów kultury. Jednym słowem książka jest ładna i potrafi uwieść pewnie niejedno oko czułe na piękno.

Podsumowując, „W świecie jurt i szamanów” jest czymś pomiędzy przewodnikiem, albumem krajoznawczym, relacją z podróży, niczym nie będąc w postaci czystej i do końca.

Bolesław A. Uryn, W świecie jurt i szamanów, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2013.

Dominik Śniadek

Informacje Dorota Jędrzejewska-Szpak
Lubię czasami coś: poczytać, obejrzeć, napisać.

Dodaj komentarz