W.G. Sebald, Wojna powietrzna i literatura. Recenzja


Niewyuczalni, czyli wewnętrzna emigracja
w literaturze ruin

Nieobecność, omijanie lub powierzchowne traktowanie tematu wojny powietrznej przez niemieckich pisarzy ma swoje korzenie w poczuciu winy, bez mała też w powojennej ucieczce przed traumą w odbudowę społecznego morale i gospodarki państwa. Bo jakże godzi się pisać o tym otwarcie, żalić się na nieludzki los, wymagać od świata zrozumienia, oskarżać aliantów o bombardowanie miast, śmierć, pożogę i zniszczenie, kiedy to sami Niemcy wszczęli wojnę, dopuszczając się pierwszych bombardowań i siejąc śmierć w całej Europie? A jeżeli już pisać, to jakie literackie konwencje przyjąć, by opisać tak wielką tragedię?
W.G. Sebald w „Wykładach zuryskich” – esejach będących kluczową częścią „Wojny powietrznej i literatury” tłumaczy, dlaczego naród niemiecki, zhańbiony wojną i splamiony krwią, wstydził się bądź nie chciał zmierzyć z własną traumą.

Wykłady otwiera cytat ze Stanisława Lema: „Zabieg eliminacji jest obronnym odruchem każdego eksperta”. Pochodzi on z „Wielkości urojonej” – zbioru zawierającego wstępy do nieistniejących książek, a także pomysł, rozwinięty później w powieści „Golem XIV”, który opierał się na wykładzie tytułowego superkomputera ze sztuczną inteligencją. Sebald dobiera cytat Lema z pełną premedytacją – Golem XIV na kartach powieści Lema bezlitośnie krytykuje niekontrolowane mechanizmy ewolucji, społeczeństwo i człowieczeństwo roszczące sobie prawo do wielkich przemian, rozwoju i pełnego panowania nad swoim losem, w czym ogromną zasługę ma rozmiłowana w sobie i arogancka kultura. W.G. Sebald przekłada myśl Lema na czasy XX wieku, opisuje mechanizmy społeczne, polityczne i kulturowe, a jak wskazuje tytuł i profesja Sebalda – skupia się w swoich treściwych esejach na powojennej literaturze niemieckiej.

Po wymownym cytacie przychodzi czas na suchą statystykę: Royal Air Force podczas 400.000 nalotów zrzuciła na 131 niemieckich miast ponad milion ton bomb, niektóre z tych miast zburzono niemal doszczętnie. Ofiarami Bombenkrieg padło w Niemczech około 600.000 osób cywilnych, 3,5 miliona mieszkań zamieniło się w ruinę, co przełożyło się na mniej więcej 7,5 miliona bezdomnych pod koniec wojny. Czy ubolewanie nad własnym losem jest jednak dopuszczalne w obliczu milionów ofiar nazistowskiego terroru, hitlerowskich obozów zagłady i cywilizacji śmierci, którą naziści chcieli stworzyć?

Sumienie agresora nie było jedynym powodem milczenia i faktu, że deficytu wojennych świadectw nie zrekompensowała niemiecka literatura powojenna. Żeby wyjaśnić mechanizm wyparcia wśród pisarzy, Sebald w drugiej części książki publikuje esej poświęcony skróconej biografii Alfreda Anderscha, analizie i krytyce jego twórczości z zaznaczeniem wybojów, rozterek i plam moralnych, które miały w tejże kluczowe znaczenie. Andersch krytykowany jest za postawę niepełną, jest przedstawicielem nieokreślonej do końca „wewnętrznej emigracji”, co według Sebalda rzutuje w dosadny sposób na niemal wszystkie jego dzieła. Największe z nich – „Spisek w Winterspelcie” – Sebald uznaje za dobre literacko, ale jednak apologetyczne.

W.-G.-Sebald (fot.Ulf Andersen)Zarzuty Sebalda dotyczą zarówno literackiej formy – przesadnie stylizowanej, przeładowanej nachalną estetyką, wyszukaną symboliką, mitologizmem, sentymentalizmem i nietzscheańskim resentymentem – jak i treści, ponieważ wyobraźnia autorów podsuwa historie ckliwe, „skonfabulowane”, fałszujące okrutną rzeczywistość w kiczowaty, artystyczny sposób.
„Obleśny, arcyniemiecki rasistowski kicz” – grzmi Sebald, wymieniając nazwiska Hermanna Kasacka („Miasto za rzeką”), Hansa Ericha Nossacka („Nekyia” i „Upadek” – konwencji tego drugiego pisarz przytakuje), Arno Schmidta („Z życia fauna”) czy Petera de Mendelssohna (opowiadanie „Katedra”).

Sebald oddaje cześć właściwie jedynie Heinrichowi Böllowi, niemieckiemu nobliście z 1972 roku, zwracając uwagę głównie na jego debiutancką, choć ze względu na okoliczności wydaną dopiero pośmiertnie, powieść „Anioł milczał”. Akcja utworu toczy się na zgliszczach zbombardowanej Kolonii, gdzie autor urodził się w 1917 roku, i gdzie zmarł w roku 1985. „Anioł…” milczał przez prawie półwiecze – książka napisana na przełomie lat 1949/1950 została wydana dopiero po zburzeniu muru berlińskiego w 1992 roku. Dlaczego milczał tak długo, mimo iż Böll był przez lata pisarzem cenionym przez światową krytykę?

Sebald tłumaczy krytyczne spojrzenia wydawców faktem, że świadomość niemieckiego społeczeństwa była nastawiona na wyparcie i odbudowę w izolacji od prawdy oraz doznanych krzywd. [Ciekawostką jest fakt, że powieść „Anioł milczał” do dziś w ogóle NIE JEST UJĘTA w polskiej Wikipedii, z której to tak bardzo lubią czerpać wiedzę nie tylko współcześni studenci, ale czasami także ludzie nauki.]
Debiutancka książka, którą jako wzór i jedyne sprawiedliwe literackie medium rozliczenia z historycznym tabu przedstawia Sebald, została wydana dopiero po śmierci słynnego pisarza.

Trudno o symboliczny przykład lepiej obrazujący zarzuty Sebalda wobec faktu, iż zagadnienie nieograniczonych i często niemających nawet strategicznego znaczenia bombardowań nie stało się w Niemczech przedmiotem debaty publicznej, traktowane nawet jako „wizja sprawiedliwej kary”. Pisarz przedstawia w opozycji różne reakcje w samej Wielkiej Brytanii, postawę krytykujących naloty lorda Salisbury czy biskupa Chichester – George’a Bella. Proszę przy okazji zwrócić uwagę, jaką rolę odgrywał w ówczesnych mediach premierowy live-reportage z ataku na Berlin przeprowadzony przez Home Service BBC.

Pisząc o powojennych przemianach i niemieckim cudzie gospodarczym drugiej połowy XX wieku, Sebald wytyka, że u ich podstaw legła „powszechnie strzeżona tajemnica zamurowanych u podwalin naszej państwowości trupów”. Wskazuje na fakt, że „niemal kompletny brak głębszych zaburzeń psychiki narodu niemieckiego skłania do wniosku, że społeczeństwo poddało się nienagannie funkcjonującym mechanizmom wyparcia, dzięki czemu może wprawdzie uznać fakt, że poczęło się z absolutnej degradacji, ale zarazem do cna wykreślić go z budżetu emocji”.

Landscape-of-Ruins-1947 (germanhistorydocs.ghi-dc.org)

Brak woli życia „w nowym świecie sukcesu jest niczym stygmat, stanowi cząstkę schedy bytowania wśród ruin, odbieranego jako hańba” – ten motyw, znamienny dla bohaterów Heinricha Bölla, był wewnątrz błyskawicznie odradzającego się życia społecznego w Zachodnich Niemczech stanowczo niepożądany.
„Maszyna powojennych Niemiec potrzebowała odpowiedniego paliwa ideologicznego i estetycznego. Patografie i tanatografie na takie paliwo się nie nadawały. Przeciwnie – były niemal intuicyjnie identyfikowane jako stoper pozytywnych przemian. Pamięć o ruinach przeszkadzała w żwawym pochodzie ku nowej przyszłości, gdzie nie było miejsca dla żadnych zniszczeń” – napisał Grzegorz Jankowicz na łamach „Tygodnika Powszechnego”.

Marginalizacja grozy Luftkrieg stała się więc w jakimś stopniu ciemnym lochem, do którego na długie lata wtrącono narodową traumę. Sebald nie domagał się zadośćuczynienia za niemieckie krzywdy, mając pełną świadomość odpowiedzialności i winy, jakie zawsze ciążyć będą na niemieckim narodzie (podpisywał się inicjałami, ponieważ swoje imiona Winfried Georg uważał za nazistowskie). Sebald domagał się prawdy, krytykując nieudolne literackie próby maskowania rzeczywistości.

„Większość pisarzy, którzy spędzili czasy Trzeciej Rzeszy w ojczyźnie, tuż po wojnie zajęta była adiustacją własnych życiorysów, przepisywaniem biogramów, które musiały pasować do nowej rzeczywistości. I nie chodzi wcale o tuszowanie przestępstw czy bezpośredniego zaangażowania w działania reżimu. Idzie raczej o drobne koniunkturalne gesty, które miały uczynić z owych literatów jednostki historycznie, politycznie i intelektualnie przygotowane do podjęcia wyzwań okresu powojennego. Dbając o poprawę własnego wizerunku, stającego się w nowych czasach wartością najwyższą, pisarze chętnie zapominali o doświadczeniu, którego opis wymagał nie tylko przenikliwości i stylistycznej pomysłowości, ale przede wszystkim – odwagi” – konkluduje Jankowicz.

Szukając bliższych nam analogii, na tej płaszczyźnie polska literatura spełniła swoją rolę bardzo odpowiedzialnie, że posłużę się klasycznymi przykładami opowiadań Tadeusza Borowskiego czy reporterskich „Medalionów” Zofii Nałkowskiej. Wydaje się, że Sebaldowi o wiele bliżej nawet do gorzkiej groteski zaproponowanej przez Kurta Vonneguta w „Rzeźni numer 5”, niż do ckliwych, filozoficznych, melodramatycznych bujd niemieckich pisarzy, które analizuje podczas zuryskich wykładów.

Klamrą spinającą otwierający eseje Sebalda cytat z „Wielkości urojonej” Lema z przeszłością przeradzającą się w teraźniejszość i mutującą w przyszłość jest powieść Huberta Fichte z 1971 roku „Grynszpanowe imitacje Detleva”. Autor opisuje w niej bibliotekę medyczną w Hamburgu, 25 lat po zbombardowaniu miasta, w której znajduje się dokument pt. „Wyniki badań patologiczno-anatomicznych w związku z nalotami na Hamburg w latach 1943-1945. Z trzydziestoma ilustracjami i jedenastoma tablicami”.

Przechodząc następnie do „archeologicznych prac Alexandra Klugego na śmietnisku naszej zbiorowej egzystencji” (bohaterowie przytoczonej historii od lat oglądają w kinie antypolski propagandowy „Heimkehr”), Sebald zauważa, że „nawet w tym najbardziej oświeconym ze wszystkich pisarzy drga podejrzenie, że z katastrofy, którą spowodowaliśmy, nie umiemy się niczego nauczyć i, niewyuczalni, dalej brniemy po wydeptanych ścieżkach”.

A przed tym nie da się uciec w wewnętrzną emigrację – i Stanisław Lem, i W.G. Sebald doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

W.G. Sebald, Wojna powietrzna i literatura, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012.

Rafał Niemczyk