Jerzy Kosiński, Wystarczy być. Recenzja.
30 marca, 2011 Dodaj komentarz
Jerzy Kosiński wywodził się z żydowskiej rodziny pochodzącej z Polski. Urodził się w 1933 roku w Łodzi, jako Józef Lewinkopf. Okres II wojny światowej spędził na wsi u polskiej rodziny katolickiej, gdzie wywiózł go ojciec i zmienił nazwisko, pieczętując je fikcyjnym aktem chrztu. Po wojnie studiował historię i nauki polityczne na Uniwersytecie Łódzkim.
W 1957 roku wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych, po ośmiu latach uzyskał amerykańskie obywatelstwo i osiedlił się za oceanem na stałe. Był wykładowcą na kilku tamtejszych uniwersytetach, m.in. na Yale i Princeton. W 1973 roku został prezesem amerykańskiego Pen Clubu. Trzy lata przed samobójczą śmiercią po wieloletniej emigracji ponownie odwiedził swoją ojczyznę.
Powieścią, która przyniosła mu światowy rozgłos był „Malowany ptak” z 1965 roku, gdzie Kosiński opisywał los żydowskiego (lub cygańskiego) chłopca, który stał się ofiarą wojennej tragedii. Wątki zawarte w książce niesłusznie zaczęto brać jako autobiograficzne, a sam Kosiński temu nie zaprzeczał. Utragiczniając swój życiorys, stał się postacią bardziej wyrazistą w amerykańskim świecie kulturalnym. Niestety, był to również przyczynek do jego późniejszej tragedii.
Postać Jerzego Kosińskiego przybliżył czytelnikom Janusz Głowacki, w swojej głośnej tegorocznej książce „Good night, Dżerzi”.
„Zarzucano mu, że nie pisze sam swoich książek, że nie zna angielskiego na tyle, żeby w tym języku pisać, że używa ghost writer’ów, że kłamie w swoich historiach, że uatrakcyjnia swoją biografię różnymi odcieniami zła, bo ono się dobrze sprzedaje. Dopadli go, a on tego nie przetrzymał” – mówił na antenie Polskiego Radia Głowacki.
Wydawnictwo Albatros pod koniec bieżącego roku postanowiło przypomnieć polskim czytelnikom książki Kosińskiego. Jedną z nich jest „Wystarczy być”, rozsławiona ekranizacją Hala Ashby’ego z 1979 roku, z Oscarem dla najlepszego aktora drugoplanowego Melvyna Douglasa i nominacją za główną rolę dla Petera Sellersa.
Ogrodnik na dworze prezydenta, czyli i Ty możesz zostać politykiem!
„Wystarczy być” to satyryczna historia opóźnionego w rozwoju Losa Ogrodnika (w oryginale: Chauncey Gardinier), który do śmierci Starego Człowieka, udzielającego mu schronienia pod swoim dachem, zajmuje się dwoma tylko czynnościami: pielęgnowaniem ogrodu i oglądaniem telewizji. I tak, jak od średniowiecza (później u Kafki, Żeromskiego czy Różewicza) mieliśmy w literaturze do czynienia z „everymanem”, tak Los Ogrodnik Kosińskiego stał się „Mr. nobodym”. Nie ma żadnego dokumentu tożsamości, przeszłości, rodziców, nawet aktu urodzenia. Nie figuruje w żadnych kartotekach czy rejestrach lekarskich.
Los całe dnie spędza wpatrzony w telewizor, za jego pośrednictwem „łączy się ze światem zewnętrznym”. Zapamiętuje sposób układania zdań i całych zwrotów, zasłyszanych w programach telewizyjnych, używając ich potem w rozmowach z ludźmi.
Przypadek sprawia, że trafia do domu umierającego finansisty, Benjamina Randa, powszechnie znanego i cenionego doradcy samego prezydenta USA. Zostaje wzięty za kogoś zupełnie innego, głównie za sprawą sposobu mówienia – wszystkie bowiem myśli przedstawia za pomocą porównań do ogrodu i roślin. W środowisku biznesmenów i ekonomistów zostaje to uznane za niezwykłą metaforę stanu amerykańskiej gospodarki. Zaczyna się pełna zabawnych momentów droga na szczyt „objawienia amerykańskiej polityki”: Rossa O’Grodnicka.
„Wystarczy być” jest karykaturą społeczeństwa amerykańskiego lat 60. i 70. Nie potrafiącego samodzielnie myśleć, wyciągać wniosków, uzależnionego od massmediów (głównie od telewizji), pozbawionego wyobraźni, wyczucia i zmysłu obserwacji. Powieść Kosińskiego jest także krytyką klasy politycznej, sposobu uprawiania polityki, nastawionego na populizm, oportunizm, utrzymanie się za wszelką cenę u władzy.
Książka zawiera ogromne pokłady poczucia humoru, zawartego w scenach sytuacyjnych oraz przede wszystkim – w dialogach. Podczas pierwszego spotkania z anonimowym Losem, prezydent Stanów Zjednoczonych zwraca się do niego słowami: „Miło mi pana poznać. Wiele o panu słyszałem.” Dzień później spełnia się największe marzenie głównego bohatera: występuje on w telewizji, po „tamtej stronie, zmniejszony do rozmiarów ekranu; tak, pragnął zamienić się w obraz i znaleźć wewnątrz odbiornika”. Wystąpienie Losa, uparcie posługującego się „ogrodową nomenklaturą”, wywołuje rzecz jasna furorę wśród społeczeństwa. Bogu ducha winnym „finansistą” zaczyna interesować się nawet radziecki wywiad. Na propozycję napisania ksiązki dla znanego wydawnictwa, O’Grodnick odpowiada rozbrajająco szczerze: „Nie umiem pisać”. Wydawca z miejsca odparowuje: „A któż dziś umie?”, oferując mu wielomilionowy kontrakt oraz pomoc swoich redaktorów.
Takimi smakowitymi satyrycznymi wątkami dzieło Kosińskiego jest wypełnione po brzegi.
Uderza on też w samą telewizję, sposób działania dziennikarzy i producentów.
„Zdumiało Losa, że telewizja potrafi filmować samą siebie (…) Spośród wielu rozmaitych rzeczy istniejących na świecie – drzew, trawy, kwiatów, telefonów, radioodbiorników, wind – tylko telewizja wciąż przystawiała lustro do swojej nietrwałej, wiecznie zmieniającej się twarzy”.
Na fali krytyki Kosińskiego i skandalu, który dojrzewał w latach 80. wokół pisarza, powieść „Wystarczy być” została przez czasopismo „Village Voice” obwołana plagiatem głośnej przedwojennej książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy” (świetnie zekranizowanej w 1980 roku, z niezapomnianą tytułową rolą Romana Wilhelmiego).
Muszę w tym miejscu kategorycznie przeciwko temu zaprotestować. Profil psychologiczny obydwu bohaterów jest zgoła inny. Dyzma to manipulator, cyniczny kombinator, wykorzystujący sprzyjające okoliczności do kreowania swojego wizerunku i kariery. O’Grodnick Kosińskiego to opóźniony w rozwoju człowiek, nieświadom zaistniałej sytuacji, umieszczony w powieści instrumentalnie, jego procesy myślowe zupełnie nie reagują na hasło „kariera polityczna”.
Inspiracja i podobna konwencja – owszem, plagiat – nigdy w życiu. Na takiej zasadzie lwią część powieści fantasy możemy sklasyfikować jako „plagiaty Władcy pierścieni”, „Gwiezdny pył” Neila Gaimana – „Opowieści z Narnii”, a taśmowo pisane romanse – „plagiatującymi” od dziesiątek lat siebie nawzajem. Dlatego jestem zmuszony nie zgodzić się także z opisem wydawcy z tyłu okładki, reklamującego książkę Kosińskiego jako „Amerykańską wersję Kariery Nikodema Dyzmy”.
„Wystarczy być” to błyskotliwie napisana powieść, która na swój nieszczęsny sposób przyniosła zgubę swojemu twórcy. Zdecydowanie polecam każdemu czytelnikowi, bez względu na literackie upodobania.
Jerzy Kosiński, Wystarczy być, wyd. Albatros, Warszawa 2010.
Rafał Niemczyk