Philip Roth, Upokorzenie. Recenzja.


W sprawie godnego starzenia się, czyli jak zejść ze sceny (nie)pokonanym

Co może sprawić, że nieuchronnie starzejący się aktor, były gwiazdor, utraciwszy nagle swoje artystyczne talenty, odzyska wiarę w poukładanie sobie pozostałego mu życia i odnajdzie motywację do dalszej pracy? Bohater powieści Philipa Rotha odbędzie krótką, ale burzliwą wędrówkę po labiryncie własnych słabości, co krok potykając się o korzenie rozchwianej psychiki, zanim dozna tytułowego upokorzenia w chwili, kiedy w durnej naiwności przyjdzie mu uwierzyć, że człowiek jego pokroju ma szansę na drugie życie.

Simon Axler to typowy dla Philipa Rotha bohater – wyzwolony reprezentant środowiska żydowskiego w XX-wiecznej Ameryce. Niegdyś jeden z czołowych teatralnych (a czasem filmowych) aktorów, święcący triumfy aż do końca lat 90. Potrafi wcielić się zarówno w szekspirowskiego Falstaffa czy Makbeta, w Peera Gynta Henryka Ibsena czy z werwą zaprezentować na scenie pokręcone losy z „Wujaszka Wani” Czechowa. Od dziecka „czuł się postacią w sztuce”, miał wrodzony talent, który wykorzystywał również po to, by zjednywać sobie kobiety. W wieku dwudziestu lat stał się zawodowcem i piął się w górę, osiągając gwiazdorski status.

Ale odkąd skończył 60 lat, „jego talent był martwy”.

Aktor jest świadomy kryzysu, który szybko zaczyna go unicestwiać. Załamanie przychodzi nagle, ale jest silne i nieustępliwe. Gdyby Axler miał pociąg do alkoholu, zapewne pogrążyłby się w pijaństwie. On przeżywa jednak swój dramat w pełni świadomie, nie uciekając ani w środki odurzające, ani w życie rozrywkowe. Choć ma na to pieniądze i z łatwością mógłby „ukryć się” przed światem w jego mrocznych zakamarkach. Nie chce się też zabić, bo samobójstwo nazbyt kojarzy mu się z rolą, którą niechybnie by spartaczył. W młodości przeżył tragiczną śmierć rodziców w wypadku samochodowym, ale z prozą życia radził sobie całkiem doskonale – nie był okazem, który łatwo było złamać. Podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym opuszcza go żona – nieporadna, chwiejna emocjonalnie kobieta, która sama wymagała opieki.

Wątpliwości i samokrytycyzm byłego aktora prowadzą do rozważań na temat przemijania i starości. „Człowiek staje się powolniejszy, zaczyna tracić do siebie zaufanie” – pisze Roth. Axler już nigdy nie będzie mężczyzną w sile wieku, który jest w stanie realizować ze swoim potencjałem najambitniejsze cele.

Kiedy kryzys wydaje się nie do zwyciężenia, Axler poznaje 40-letnią Peggen – kobietę wyzwoloną, atrakcyjną i energetyczną, lesbijkę po przejściach, z którą wchodzi w dziwaczny, skazany na pożarcie przez otoczenie, związek. „Przecież on niedługo będzie siedemdziesięcioletni starcem, być może będzie jeździł na wózku inwalidzkim” – przemówią głosem rozsądku rodzice. Pegeen stanie się dla aktora niejako restytucją za utraconą bezpowrotnie młodość, za jej pomocą rozpaczliwie złapie się on brzytwy, próbując uratować dla siebie sens dalszego życia. Jako opiekun Pegeen będzie mógł je zapewnić dostatek materialny, ale czy również emocjonalny?

Philip-Roth-2Autor „Kompleksu Portnoya” także i w „Upokorzeniu” uderza mocno w sferę ludzkiej seksualności. Motyw starzejącego się mężczyzny, z którego życiodajne soki wysysa kobieta-modliszka wielokrotnie był podnoszony w literaturze. Tutaj mamy wyrafinowane gry erotyczne, gadżety, trójkąty, świństewka szeptane sobie w łóżku do ucha. „Zużyty” we własnych oczach mężczyzna jest w stanie uciec się do fantazyjnych miraży, by za wszelką cenę utrzymać związek oraz podnieść swoją samoocenę.

„Upokorzenie” krytykowane jest za powierzchowność i brak autoironii, które skutkują w pewnych momentach emocjonalnym wypłaszczeniem. Ale czy można krytykować przewidywalność i ukazanie lęku przed starością dojrzałego człowieka za pomocą ogranych mechanizmów? Pewnie i można, ale Roth w „Upokorzeniu” jest dość przekonujący. Bo według amerykańskiego pisarza nawet imponujące życie może zakończyć się schematycznym „uschnięciem”.

Genialny trębacz Tomasz Stańko w jednym z wywiadów powiedział, że „starość ma swoje wspaniałe strony, przede wszystkim spokój”. Philip Roth odpowiada swoją książką, że nie każdy człowiek jest w stanie wywalczyć ów spokój na własność. Natomiast pisarz Eustachy Rylski bez ceregieli wywodzi: „Nie, nie widzę żadnego sensu, piękna ani żadnej prawdy w starości, chorobie, przemijaniu, biedzie, jaka się do nich dołącza. Nie potrafię w niej dostrzec niczego poza nieodległym i przewidywalnym końcem, który jest zawsze katastrofą”.
Gdziekolwiek nie leżałaby prawda, o przemijaniu będziemy zapewne czytać do końca świata i jeden dzień dłużej.

Philip Roth, Upokorzenie, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2011.

Rafał Niemczyk

Georges Simenon, Paryski ekspres. Recenzja.


Studium przypadku w szarych odcieniach chłodu i niepewności

Georges Simenon to pisarz-maszyna, znany szerszej publiczności jako twórca kryminałów z komisarzem Maigretem – postacią nazywaną czasem „francuskim Sherlockiem Holmesem”. O przenikliwym komisarzu Simenon napisał stos książek – nie ma możliwości, by początkujący młody czytelnik nie natknął się naturalnym tropem na którąś z książek jego autorstwa. Tworzył on bowiem książki w przeciągu zaledwie kilku dni; napisał ich ponad 400 (połowę pod własnym nazwiskiem i drugie tyle pod różnymi pseudonimami), dorobek uzupełnia 150 opowiadań i 25 tekstów autobiograficznych. To jednak nie same kryminały zjednały sobie Simenonowi pochlebne recenzje krytyki, a także uznanie takich literackich sław jak Camus, Faulkner czy H. Miller. Perłami w twórczości Simenona stały się wielopłaszczyznowe dramaty psychologiczne, których bohaterami czynił zazwyczaj ludzi naznaczonych piętnem nieprzyjaznego środowiska, złych emocji, negatywnej energii. Gdy tylko postawić ich w sytuacji przesilenia, dać im zbyt mocny impuls – w afekcie są oni w stanie doprowadzić do najstraszliwszej tragedii. „Paryski ekspres” to próba wnikliwej rekonstrukcji psychiki takiego człowieka.

Georges-Simenon-Szwajcaria-1979

Kees Popinga to przykładny Holender, reprezentant silnej średniej klasy mieszczańskiej. Ma kochającą żonę, dwójkę dorastających dzieci, dobrze płatną pracę na wysokim stanowisku, willę, która wyposażona jest w sprzęty „pierwszej jakości”, a nawet własny jacht. Początkowo możemy zaobserwować lekki kryzys wieku średniego, który mu niewątpliwie doskwiera. Ponieważ Simenon to wytrawny obserwator, analizuje skomplikowane mechanizmy myślowe Popingi także w codziennych, rutynowych zachowaniach (poranne pobudki, kolacje z rodziną, sądy na temat innych ludzi, szachowe zadania). Impulsem, który obnaża najciemniejsze strony Holendra, jest w tym wypadku utrata pracy. Tok myślenia mężczyzny od tej pory nie będzie miał już nic wspólnego z psychiką przeciętnego mieszkańca Groningen. Popinga wyjedzie do Amsterdamu, by spełnić swoje seksualne fantazje z niejaką Pamelą, a koniec końców – wyszydzony przez kobietę – udusi ją i ucieknie do Paryża. Skrępowany dotychczas przez kajdany poukładanego życia i odgrywanej w nim roli, będzie smakował niczym nieskrępowanej wolności, w kierunku której wedle siebie samego podążył.

W Paryżu lat 30. przyjdzie nam spędzić resztę powieściowego czasu, towarzysząc Popindze w chorej, ale w pewien sposób wyrafinowanej grze, jaką morderca zaczyna prowadzić z policją i miejscową prasą. Kees Popinga z upływem czasu staje się pewny siebie – bezkarność dodaje mu pychy i odwagi, mimo iż każdy dzień zamienia się w walkę o przetrwanie, a zniewolony przez nienazwane demony umysł każe mu bać się samotnych, bezsennych nocy.
„Paryski ekspres” niesamowity klimat zawdzięcza scenerii, jaką krótkimi, ale sugestywnymi kreskami rysuje przed nami pisarz. Zimne, grudniowe wieczory na oświetlonych jedynie lampami gazowymi francuskich ulicach, paryskie kawiarnie, kluby i bistra pełne ludzi wszelakiej maści i pochodzenia (od miejskich radców i uczciwych kelnerów, po naciągaczy, oszustów, handlarzy narkotyków, złodziei samochodów i prostytutek), poszarzałe dworce, prowincjonalne stacje benzynowe czy zakłady przemysłowe z mnóstwem słabo oświetlonych okienek. Paryż Simenona nie jest stolicą cyganerii artystycznej, kultury i luksusu; jego ciemne uliczki są raczej pułapką, w którą prędzej czy później człowiek musi dać się złapać.

Urodzony w Belgii pisarz portretuje zbrodniarzy w niezwykle wyrachowany sposób. Ukazuje ich jako przeciętnych ludzi, którym często jesteśmy skłonni okazywać współczucie, nie zawsze zasłużone. Osobiście z trwogą złapałem się na tym, że niejednokrotnie „kibicowałem” Popindze, mając po drugiej stronie barykady rutynowanego komisarza policji, uganiające się bez skrupułów za tanią sensacją gazety, czy bandę bezwzględnych przestępców. Cała maestria tego utworu polega na przeciwstawieniu psychopatycznemu mordercy otoczenia wielkiego miasta, europejskiego symbolu rozmachu i kultury. Bo Georges Simenon świetnie zdawał sobie sprawę, że jego mroczne zakamarki nie są ani krztę jaśniejsze od ciemnej strony chorego umysłu Keesa Popingi.

Georges Simenon, Paryski ekspres, tłum. Krzysztof Teodorowicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011. 

 Rafał Niemczyk

Charles Yu, Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie. Recenzja.


Nostalgia w czasie i przestrzeni

W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że nagle dzieje się coś, co kompletnie zmienia jego życie, sposób spojrzenia na świat czy redefiniuje znaczenie tegoż człowieka w strukturach społecznych. Najmocniejszymi bodźcami przestawiającymi porządek rzeczy wedle chaotycznego skądinąd wzoru, są życie i śmierć, niemniej istnieje cała masa innych zdarzeń czyniących pewne sprawy nieodwracalnymi.
Ostatnio naukowcy pracujący nad projektem OPERA, którego głównym motorem napędowym jest instytut CERN odkryli ponoć cząstki mogące poruszać się szybciej niż światło. Obalenie teorii prędkości światła, a co za tym idzie fundamentów teorii względności, oznaczałoby przewrócenie do góry nogami całej ludzkiej wiedzy na temat podstaw fizyki. Z dużą dozą prawdopodobieństwa naukowcy zakładają, że nowe prawa mogłyby stać się podstawą do zakrzywienia czasoprzestrzeni i podróżowania w czasie.

Hamując entuzjazm przyszłych zapalonych podróżników w czasie, fachowcy informują, że przed człowiekiem jeszcze daleka i wyboista droga, by przełamać niewyobrażalne bariery. Tym, którym tęskno do takich wyczynów już teraz, pozostaje sięgnąć po bardzo ciekawą pozycję młodego, zdolnego amerykańskiego pisarza SF Charlesa Yu – „Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie”.

Charles-YuYu napisał swoją książkę we współpracy z wieloma naukowcami, uniwersyteckimi badaczami i opierał się na kilku znanych dziełach z zakresu fizyki czy matematyki. Stąd wiele nazw i pojęć, które przeciętnemu zjadaczowi fantastycznego chleba zawrócą początkowo w głowie. Zamknięte krzywe typu czasowego, „chronodiegetyczne przemieszczenie się tworzące nietrywialną, asemantyczną różnicę między wewnętrznym, osobistym czasem podróżnika a konwencjonalnym czasem uzgodnionym na świecie” czy kolapser funkcji linowych to kilka z nich (choć gdzie tam Amerykaninowi do Lema, Dukaja czy innych tuzów naukowej fantastyki). Do tego dochodzi chropawy momentami styl pisarza, choć trzeba przyznać, że niektóre efektowne monologi, podobnie jak – naznaczone specyficznym humorem – dialogi pomiędzy bohaterem opowieści a TAMMY, „kobiecym” systemem operacyjnym, bawią i robią spore wrażenie.

„ – Ożeń się z tą dziewczyną, z którą nigdy się nie ożeniłeś. Jak ona ma na imię?

– Marie. Ona nie istnieje.

– Twój pies też nie istnieje, a przecież go kochasz.”

Tym, co sprawia, że książka Charlesa Yu nie pozostaje tylko kolejną niezłą pozycją na fantastycznym rynku, jest obyczajowa warstwa powieści. Bo podróżowanie w czasie, paranoiczne próby wynalezienia wehikułu czasu i późniejsze poszukiwanie sposobu na wydostanie się z pętli czasowej przez głównego protagonistę utworu, są tłem do ukazania skomplikowanych relacji rodzinnych syna-jedynaka ze swoimi rodzicami. Ojciec-indywidualista, niespełniony i niezrozumiany naukowiec, latami pracujący nad projektem wehikułu czasu, zawiedziona niedoborem miłości matka, powtarzające się kłótnie o brak pieniędzy, rozpadający się model pozornie szczęśliwej rodziny nuklearnej – wszystko to składa się na smutną w gruncie rzeczy historię o niespełnionym marzeniu i cenę, jaką przychodzi zapłacić za jego realizację.

Powrot-do-przyszlosci„Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie” to trochę taki „Powrót do przyszłości” ukazany z „bardziej naukowego” punktu widzenia, w którym droga do poznania prawdy jest kręta i wiedzie przez inżynierię do ludzkich tajemnic. To trochę „Obcy w obcym kraju” Roberta Heinleina (notabene wspominanego w powieści), gdzie autor krytykuje konsumpcjonizm społeczeństwa, u Yu wyrażający się w zamykaniu ludzi w minutowej powtarzającej się nieustannie pętli czasowej, ludzi zbyt słabych, by stawić czoło rzeczywistości, jak to ostatecznie czyni główny bohater. To w końcu trochę „Wehikuł czasu” H.G. Wellsa, gdzie jednak podróżuje się nie w przyszłość, a w przeszłość lub w alternatywną teraźniejszość.   „Wszystko wskazuje na to, że to ja napiszę tę książkę, która na pierwszy rzut oka wydaje się połączeniem autobiografii z instrukcją dla inżynierów. A raczej już ją napisałem” – wygłosi w pewnym momencie autor. „Ta książka – powie TAMMY, uderzając w tony Biblioteki Babel – jest kopią kopii kopii i tak dalej”. Powieść Charlesa Yu to miłe zaskoczenie, ale także pułapka – pełna filozoficznych rozważań w fantastycznonaukowym wszechświecie.

Charles Yu, Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie, przeł. Joanna Skalska i Adam Skalski, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

Rafał Niemczyk

Luis Sepulveda, Lampa Aladyna i inne opowiadania na przekór niepamięci. Recenzja.


Człowiek zamknięty w lampie

Luis Sepulveda, zresztą jak wielu jego kolegów-pisarzy pochodzenia iberoamerykańskiego, ma niezwykle barwny, „literacki” wręcz życiorys. Jako aktywista polityczny był bliskim współpracownikiem prezydenta Chile – Salvadora Allende. Po przewrocie i zamachu stanu dokonanym przez reżim generała Augusto Pinocheta w 1973 roku, Allende popełnił samobójstwo, zaś Sepulveda został skazany na 28 lat więzienia. Po odsiedzeniu trzech lat został uwolniony, jednakże kosztem wygnania z kraju. Kilka lat później walczył w Nikaragui z dyktaturą Luisa Somozy, by w latach 80. mocno udzielać się w środowisku Greenpeace, pływając na statkach pod zieloną banderą. Do dzisiaj zresztą działa w organizacjach ekologicznych i obrony praw człowieka. Tułał się po wielu krajach Ameryki Łacińskiej, aż w końcu trafił na Stary Kontynent – do Niemiec, a ostatecznie w 1998 roku do Hiszpanii.

Choćby pobieżne zarysowanie życiorysu Luisa Sepulveda jest niezwykle przydatne, by zrozumieć sens opowiadań zawartych w zbiorze „Lampa Aladyna i inne opowiadania na przekór niepamięci”. Wszystkie utwory łączy zarówno krótka forma, jak i sugestywna wymowa wykreowanych w nich światów i bohaterów. Chilijski pisarz zaskakuje nie tylko mnogością stylów i oryginalnych pomysłów, ale również sposobami przedstawienia zdarzeń, uczuć ludzi oraz – łączących ich na płaszczyznach życia – imponderabiliach.

„Kawiarnia Miramar” to opowieść rozgrywająca się w mistycznie nakreślonych realiach śródziemnomorskiej Aleksandrii, pełna symbolicznej metafizyki, „uduchowiona” w charakterystyczny dla pisarza sposób.
„Biesiada z umarłymi poetami” to hołd złożony trójce „przyjaciół po piórze” Sepulvedy, którzy padli (choć każdy z nich w inny sposób) ofiarami niewytłumaczalnej brutalności świata. Ale uwaga! Chilijczyk nie zagrywa tutaj najtańszymi emocjami, nie rozckliwia się – wręcz przeciwnie: cała historia podana jest w formie chwytającej za serce anegdoty.
„Ding-dong, ding-dong, taki jest miłości los” to romantyczna z pozoru historia miłości dwojga młodych ludzi rozdzielonych przez polityczne wydarzenia, osadzona w realiach czerwonej rewolucji w Santiago.

Luis-Sepulveda (fot. Rafael Martinez)„Anioł zemsty” to z kolei historia kryminalna umiejscowiona w niemieckim Hamburgu. Mamy tutaj tajemnicze morderstwa, charyzmatycznego detektywa-pasjonata hodowli roślin, czy zakazaną dzielnicę St.Georg z narkomanami, przemytnikami, prostytutkami i handlarzami bronią.
Kilka opowiadań jest niesfabularyzowanych, ale większość w pierwszej osobie, choć i bez tego można się domyślić, jak wiele w nich autobiograficznych wspomnień lub spostrzeżeń Luisa Sepulvedy.

Polityka, samotność, zagubienie, miłość i śmierć; Ameryka Południowa z niezmierzoną Patagonią, deszczowy Hamburg, prawdziwy cyrk w amazońskiej dżungli, nieuleczalnie chory marynarz płacący w knajpie złotym guzikiem. W „Lampie Aladyna” zaklętych jest wiele magicznych światów, niewytłumaczalnie poskręcanych ludzkich losów, tumany kurzu, połacie zieleni, słoneczna plaża i deszczowa kurtyna. Przede wszystkim jednak w „Lampie” siedzi zamknięty człowiek i nie trzeba baśniowego dżina, żeby go wydobyć.

Luis Sepulveda, Lampa Aladyna i inne opowiadania na przekór niepamięci, przeł. Joanna Skórnicka, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2011.

 Rafał Niemczyk

Rafał Niemczyk laureatem XV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Pisanie dobre na chandrę 2011”


10 września 2011 roku w Oświęcimskim Centrum Kultury zostali nagrodzeni laureaci XV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Pisanie dobre na chandrę”. Konkurs organizowany jest w cyklu dwuletnim. W tegorocznej edycji wzięły udział 364 zestawy prac (188 w kategorii prozy i 176 w kategorii poezji).

Miło nam poinformować, że pierwszą nagrodę w kategorii prozy odebrał współtwórca Experymentu – Rafał Niemczyk – za opowiadanie pt. „Mama umiera w sobotę”. Sukces Rafała jest dla niego samego ważnym osiągnięciem i dużym krokiem do zawodowego pisania, tym większym, że w skład jury wchodzili wybitni fachowcy, co uczyniło konkurs niezwykle prestiżowym.

Prace nadesłane na tegoroczną edycję ocenili:

Marcin Hałaś – pisarz, poeta, krytyk literacki, dziennikarz;
prof. Marian Kisiel
– poeta, krytyk literacki, badacz literatury polskiej XX wieku, autor wielu zbiorów poezji i książek krytyczno-literackich;
Adam Ziemianin
– polski poeta, dziennikarz, autor tekstów (znany m.in. z poezji śpiewanej przez Stare Dobre Małżeństwo i Krzysztofa Myszkowskiego) i ponad 20 tomików wierszy.

Laureaci XV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Pisanie dobre na chandrę 2011”:

PROZA

I nagroda:
Rafał Niemczyk
(Jaworzno) – za opowiadanie „Mama umiera w sobotę”

II nagroda:
Karol Laskowski (Zubole)
– za opowiadanie „Ryzyko”

III nagroda:
Alina Mędrala (Siedliska)
– za opowiadanie „Klątwa Nikifora”
Henryk Urbanek (Katowice)
– za opowiadanie „A jak nie?”

Nagroda specjalna:
Sebastian Nieznaj (Oświęcim)
– za utwór satyryczny „O czarnej chandrze i innych słowach na „cz” i „ch”

POEZJA

I nagroda:
Mariola Kruszewska (Mińsk Mazowiecki)
– za wiersze „obiad u dziadków” i „kto pyta nie błądzi”

II nagroda:
Marta Jurkowska (Olkusz)
– za wiersz „Poranek nad rzeką”

III nagroda:
Anna Piliszewska (Wieliczka)
– za wiersz „smętarz choleryczny”

Krystyna Szarzyńska (Gniezno) – za wiersz „W Parku Trzech Kultur II”

Wyróżnienie:
Zofia Staniszewska (Mieczewo)
– za wiersz „obracam w czas”

Ceremonię uhonorowania laureatów uświetniły występy lokalnej grupy teatralnej oraz przemówienia reprezentantów władz miasta i Oświęcimskiego Centrum Kultury. Nagrodzone i wyróżnione prace można przeczytać w wydanej przez OCK antologii.

Zwycięskie opowiadanie Rafała pt. „Mama umiera w sobotę” można przeczytać TUTAJ.