Joanna Siedlecka, Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu. Recenzja.
11 grudnia, 2012 Dodaj komentarz
Między szaleństwem a astmą
Moje książki dużo mi sławy przysparzają, ale mniej pieniędzy, bo tylko dla Jaśniejszych pisane, nie dla Ciemniejszych, więc sprzedaż idzie wolno.
(Gombrowicz w liście z Argentyny do swojej dawnej ulubionej służącej Anieli, tej samej, która wymyśliła zdanie „Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba”)
Stoi młodzian przed ogromnym, w oprawie secesyjnym, lustrem; w sylwetce piękny, wytworny, gustownie i modnie ubrany, widać znaczna persona, ktoś ważny, bogaty, posiadający wyjątkową towarzyską pozycję, słowem Jaśnie Panicz. Stoi, przegląda się, zachwyca, sprawdza kunszt arystokratycznego profilu; miny, grymasy i „gęby” próbuje i podziwia. Pyszne i błogie zajęcie. Wtem lustro w drobny mak rozpryska się zupełnie bez powodu. Odłamki szkła i tego sprzed chwili obrazu prędko po perskim dywanie w niespodziewanej malignie, jak rzeka w delcie w wielu drobnych strużkach płyną i równie szybko w niepamięci giną. Młodzian nogą z wściekłości tupie, los srogo fuka i sztorcuje, a gdy ten mu nie odpowiada zagniewany, od niesławy niezwłocznie i daleko ucieka. Całe życie będzie tęsknił i do tego widoku, i do okoliczności zwierciadła. Lecz mimo licznych wysiłków i pretensji do całego świata już go nie poskłada. Minął bowiem czas okoliczności zwierciadła…
„Jaśnie Panicz” jest właśnie takim, z drobnych i z trudem odnalezionych okruchów, literackim rekonstruowaniem życia młodziana i okoliczności tamtego świata. Joanna Siedlecka nie napisała bowiem biografii sensu stricte. To raczej rodzaj malowanego wspomnieniami literackiego portretu samego Gombrowicza, ale i, co wydaje się równie, a może bardziej cenne, obraz miejsc oraz ludzi, którzy odegrali niepoślednią rolę w życiu autora „Trans-Atlantyku”.
Książka składa się z dwóch części. W pierwszej przedstawiono życie i świat Witolda Gombrowicza do sierpnia 1939, czyli jego wyjazdu z Polski. Druga dotyczy owej ucieczki od „stłuczonego zwierciadła” i obejmuje czas, w którym mieszkał w Argentynie, Niemczech i Francji. Słuszny to podział, bo jakże inne to były okresy życia.
Część pierwsza jest moim zdaniem lepsza, żywsza, wierniejsza, prawdziwsza, bardziej kompletna. Wynika to może z tego, że przeważają w niej relacje świadków, wspomnienia. Poza tym dotyczy w większości miejsc znajdujących się w Polsce, gdzie autorce znacznie łatwiej było dojechać, zobaczyć i poczuć. Pierwsze wydanie omawianej tu pozycji ukazało się w roku 1987. Nie można zapominać o ówczesnych realiach. W części drugiej brak tej empatii do miejsc, osób i wydarzeń. Więcej w niej listów niż bezpośrednich relacji. Nie bez znaczenia jest również fakt, że lata przedwojenne to przecież młodość Gombrowicza, jego „jaśniepaństwo”, czyli wyjątkowa pozycja społeczna, zamożność, nawet bogactwo, a okres późniejszy to niezbyt przyjemna sytuacja materialna, czasem również towarzyska, poza tym to wiek dojrzały, ciężka i śmiertelna choroba – astma, a wszystko to w atmosferze jedynej wiernej przyjaciółki – samotności, słowem: rzeczywistość najczęściej szara.
Wkraczamy w świat sandomierskiego ziemiaństwa, w Międzywojniu cieszącego się reputacją „najbardziej chyba zasiedziałego, tradycyjnego i zdziwaczałego”. Główną areną są, jeśli chodzi o wieś, Małoszyce, Bodzechów i nieco później Wsola i Potoczek. To kraina dworów, czworaków, rządcówek, bandosiarń ale także papierni, cegielni, młynów, tartaków, gwoździarni, olejarni, a nawet małej huty wyposażonej w piece pudlinki. Miejsce w jakieś mierze, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy dla wielu idylliczne, a na pewno i dla wszystkich już minione, odeszłe, niebyłe.
Poznajemy dosyć szczegółowo losy dwóch rodzin ziemiańskich, krewnych twórcy „Kosmosu”: Kotkowskich (matka) i Gombrowiczów (ojciec), dodajmy obu dość znacznych i obu z ciekawą historią.
Kotkowscy, świetni gospodarze, lecz ludzie „jak tu się mówi – fisie, czyli dziwadła, oryginały”, prawdopodobnie z powodu bliskiego pokrewieństwa osób zawierających małżeństwa. Najlepszą partią był kuzyn lub kuzynka. Nie było tu w tym nic dziwnego, a nawet rodzina oczekiwała takiego postępowania. Czyniono tak dla zachowania majątku i w ten przebiegły, ale i ryzykowny genetycznie sposób przeciwdziałano jego rozdrobnieniu. Nie brakowało w tej familii ekscentryków – „zła krew” robiła swoje. Pewien „gdy się ożenił, wsiadł na konia i pojechał zameldować o tym na policję”, inny był tak skąpy, że „zamykał do cukierniczki muchę, żeby sprawdzić czy nikt nie podkradał cukru”.
Rodzina Gombrowiczów, równie ciekawa, niegdyś posiadająca duże znaczenie, z rodowodu litewska, do Sandomierskiego trafiła na skutek reperkusji, jakie wywołał udział przodka w powstaniu narodowym, z tego samego powodu przez konfiskatę mienia nieco zbiedniała.
Witold Gombrowicz odnalazł się w tym świecie znakomicie, lecz otoczenie bez wątpienia wywarło na niego poważny wpływ – zarówno na osobowości pisarza, jak i na twórczość literacką.
Dosyć istotne wydaje się również to, że był najmłodszym i ukochanym synem Marceliny Antoniny z Kotkowskich Gombrowiczowej, która to, nie mogąc doczekać się córki, dosyć długo ubierała go na sposób dziewczęcy oraz wykazywała sporą nadopiekuńczość, niejednokrotnie wręcz śmieszną: „chodziła z nim wyłącznie lewą strona placu Mokotowskiego, obok którego mieszkali – uważała, że po prawej wieją silniejsze wiatry, które mogą mu zaszkodzić”.
Znajdziemy tu mnóstwo tropów literackich, pewnych hipotez psychologicznych, a także po prostu ciekawych opowieści o członkach rodzin Gombrowiczów i Kotkowskich oraz ludziach w jakiś sposób bliskich Witoldowi. Spisanych bardzo naprędce, wydaje się w ostatniej chwili, ze względu na podeszły wiek świadków. Lecz bardzo sumiennie i plastycznie.
W pierwszej części „Jaśnie Panicza” Siedlecka, słowami osób wspominających, opowiedziała również część przedwojennej historii Warszawy, zwłaszcza tę dotyczącą Gombrowicza. Wyjątkowo ciekawy wydaje się fragment o młodym pisarzu, środowisku literackim i spotkaniach w kawiarniach: Zodiak i Ziemiańska. Szczegółów nie zdradzam, nie chcąc psuć przyjemności i smaczków lektury.
Część druga poświęcona jest losom wojennym i powojennym Gombrowicza.
Długim dwudziestu czterech latom w Argentynie, kiedy to bywało ubogo, a nawet biednie, gdy pracował jako urzędnik w Banco Polaco, chałturzył też z konieczności różnymi dosyć odległymi literaturze zajęciami. Poznajemy środowisko argentyńskiej Polonii. Prawdę rzekłszy, również bliższe aberracji niż stanowi normalnemu, przynajmniej w tej jego części, w której uczestniczył pisarz. Częściej udzielono tu głosu autorowi „Pornografii”, cytując jego listy, tak pełne determinacji i stanowczości w walce o rozpropagowanie swej twórczości.
Mamy tu wreszcie relację z lat powrotu do Europy, owego krótkiego, ale jednak tryumfu Gombrowicza, małej chwili sławy oraz względnej stabilizacji materialnej. A więc okres rocznego stypendium Fundacji Forda, który spędził w Berlinie Zachodnim, czasów paryskich oraz ostatnich lat życia w Vence koło Nicei.
Ewidentnym mankamentem tego fragmentu książki jest brak wspomnień, listów i relacji osób najbliższych w tamtym czasie Gombrowiczowi, mianowicie: Rity Labrosse – towarzyszki życia, sekretarki i opiekunki oraz późniejszej żony; Konstantego Jeleńskiego – przyjaciela, tłumacza i największego propagatora pisarstwa Gombrowicza; Marii i Bohdana Paczowskich – przyjaciół i wielokrotnych wybawicieli. Jednak precyzja i solidność biograficznego kunsztu Siedleckiej oraz dokładność i uporządkowanie pozostałej części „Jaśnie Panicza” wykluczają możliwość, aby po prostu o tym zapomniała…
Obficie i szeroko za to udostępniono relacje osób okazjonalnie odwiedzających Gombrowicza w tamtych czasach. Tych wszystkich początkujących prozaików, krytyków literackich oraz ludzi szeroko pojętej kultury. Najczęściej na stałe mieszkających w Polsce. Widoczna jest obustronna ciekawość, zarówna Gombrowicza jak i gości.
Ciekawa jest część dotycząca kontaktów Miłosza i Mrożka z Gombrowiczem.
Książka na pewno trudna, o człowieku niełatwym, skomplikowanym, wielopłaszczyznowym, posiadającym zamiłowanie do formy i przywdziewania różnorakich „gęb”; człowieku wielbiącym prowokacje, z zamiłowaniem i świadomie do niej doprowadzającym; ponadto doświadczonym, jak całe jego pokolenie, niełatwym losem; artyście uwikłanym w pułapki historii, kpiącym z celebry, a jednocześnie jej pożądającym, pisarzu często nierozumianym, czasami wykorzystywanym politycznie. Nade wszystko o jednostce samotnej, inna rzecz, że tę samotność, jak się wydaje, lubiącej. Bez wątpienia jednak książka dobra, wyważona, przemyślana, solidna, bardzo plastyczna i wiarygodna.
Największą siłą tej pozycji jest to, że autorka prawie w ogóle nie zaznacza swej obecności, sądów i opinii, a jeśli już to robi to bardzo subtelnie, między wierszami. W tym tkwi tajemnica piękna jej literackiego malarstwa. Dostajemy obraz samego Gombrowicza, a także ludzi i okoliczności jego życia. Co z tym zrobimy, to już nasza sprawa.
Jest to również opis dawnej Polski, zarówno tej wiejskiej, ziemiańskiej, jak i wielkomiejskiej, warszawskiej. Co bardzo często oznacza kolejne „Zdążyć przed Panem Bogiem”, bo tamten świat odszedł był już w przeszłość, a Siedlecka w ostatniej chwili odwiedziła, w ten lub inny sposób, i wypytała, również już odchodzących, jego naocznych świadków. Opis cenny, wielopłaszczyznowy, zróżnicowany, reprezentowany zarówno wspomnieniami ludzi prostych, niewykształconych, jak i elit ówczesnego świata: arystokracji i inteligencji.
Warto podkreślić, że jest to debiut Siedleckiej w kategorii biografii literackich. Debiut udany i całkiem smakowity w lekturze. Przyznam, że fanem jej pisarstwa stałem się po lekturze „Pana od poezji” – tamta książka jest wyśmienita i pozostaje klasą samą dla siebie. Jednakże w jak innych okolicznościach była pisana („Jaśnie Panicz” wydany w 1987 roku, „Pan od poezji” w 2002) oraz jakże innego literacko i estetycznie człowieka opowiadała.
W ostatnim słowie warto wspomnieć o zagadnieniach edytorskich. Jest to nareszcie wydanie porządne, nawet odrobinę eleganckie. W solidnej twardej oprawie. Wyposażone w zdjęcia i ilustracje, w liczbie akuratnej i adekwatnej do treści, którą zawiera. Znajdziemy tu faksymile zarówno korespondencji Gombrowicza, jak i pewnych jego dokumentów. Książka posiada dobrze opracowany i sporych rozmiarów „Indeks osób”, co ułatwia poruszanie się po niej w trakcie mniej standardowej lektury. Zamieszczono tu również kilka recenzji, w tym też słowo „Od autorki”. I jeśli przy tych pierwszych możemy nieco zastanawiać się nad sensem decyzji redakcji, to ostatnie wydaje się konieczne i niezbędne, wziąwszy pod uwagę kontrowersyjność samego Gombrowicza, jak i radykalnie rozbieżne oceny jego życia i twórczości w społeczeństwie polskim.
Joanna Siedlecka, Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu, Wydawnictwo MG, Kraków 2011.
Dominik Śniadek