Philip K. Dick, Valis. Recenzja
22 lutego, 2012 Dodaj komentarz
Chińska pułapka na palec
Rok 1974 był dla Philipa K. Dicka okresem tajemniczych wizji, mistycznych snów, paranoicznych urojeń. Oślepiło go wtedy rzekomo różowe światło wysłane przez Boga (lub jakąś inną skondensowaną twórczą energię), które poza zmianami w świadomości spowodowało powiększenie zdolności poznawczych i poszerzenie zakresu wiedzy. Jakże zdziwić się musiał któregoś dnia, kiedy okazało się, że zamiast charakterystycznych, zatłoczonych amerykańskich ulic widzi starożytny Rzym nakładający się na obraz Kalifornii lat 70. W tym samym czasie w głowie pisarza rodziły się myśli w języku koine (określenie powszechnej formy języka greckiego, która zastąpiła klasyczny język starogrecki, używana do czasów późnoantycznych – ok. 300 p.n.e. – 300 n.e.). Ponadto ów promień przekazał mu informację o niewykrytej chorobie swojego małego synka – Christophera, która okazała się prawdą. „Twój syn ma nie rozpoznaną prawą przepuklinę pachwinową, która perforowała powłokę brzuszną i przedostała się do moszny” – usłyszał Dick podczas słuchania muzyki.
Tak po prawdzie, osobą słyszącą ów przekaz nie był już on sam, tylko Koniolub Grubas – alter ego pisarza i główny bohater „Valisa”. Sam Dick wyjaśnia na kartach powieści pochodzenie tego prostego, choć pozornie dziwacznego pseudonimu: Philip to po grecku philippos („ten, który lubi konie); Dick to z niemieckiego „gruby”. Koniolub Grubas cierpi na depresję, wisi też nad nim mania samobójcza – spowodowana samobójczą śmiercią przyjaciółki Philipa Dicka/Konioluba Grubasa, o której śmierć obwinia się ten ostatni.
„Valis” opiera się na fascynacji Dicka gnozą, która zawładnęła nim w ostatnich latach życia. Zainspirowany gnostycznymi teoriami, starającymi się wyjść poza ramy uznawanych dogmatycznie religijnych porządków, stworzył własną egzegezę: Tractates Criptica Scriptura. Zawarł w niej mieszankę spostrzeżeń i wniosków, wyciągniętych z wnikliwych studiów gnozy, różnych odmian chrześcijaństwa, judaizmu, islamu, taoizmu, a także wielu prastarych wierzeń (ze staroegipskimi włącznie), połączonych z rozważaniami na temat kondycji psychicznej człowieka, psychologii analitycznej Junga i z dążeniami do absolutnego poznania teologicznego (Koniolub Grubas wyrusza na poszukiwanie kolejnego spośród Szeregu Zbawicieli, do których zaliczają się: Budda, Zaratusztra, Jezus, Abu al-Kasim Muhammad Ibn Haszim, czasami też Mani i Asklepios). Spotykają się tutaj ze sobą „logos będący żywą informacją” (jedną z jego form jest poniekąd VALIS), entelechia Arystotelesa (w jej świetle każdy byt posiada ucelowioną duszę, która nadaje rzeczy jedność), profetyzm, hipostaza Plotyna (jako byt wyemanowany z Absolutu; przykładem z chrześcijaństwa – rozbicie Trójcy Świętej na trzy poszczególne osoby), różne formuły kosmogonii (teorie pochodzenia wszechświata), a sam Wszechświat występuje jako hologram (vide: Apoloniusz z Tiany czy współczesny nam Jean Baudrillard). „Istotą wszechświata jest informacja” – będzie dowodził Dick/Koniolub.
Nie bez przyczyny mówi się, że to najbardziej autobiograficzna powieść w dorobku Dicka. Próbą sięgnięcia wgłąb jego psychicznych rozterek w transcendentny sposób, jest prowadzona na kartach „Valisa” polemika pomiędzy samym Dickiem, Koniolubem Grubasem oraz dwójką jego najlepszych przyjaciół. Pisarza osacza większość lęków, o których pobieżnie wiadomo z jego podstawowych danych biograficznych. „Zgodnie z moją diagnozą ma pan blok w tych trzech sferach: lęk, bezradność i niezdolność do działania” – mówi doktor podczas jednej z psychoterapii do Konioluba Grubasa. Na przekór temu wiemy o ponadprzeciętnej płodności pisarskiej Dicka i jego nieziemskiej wyobraźni. Lech Jęczmyk, przytaczając przykład konstrukcji fabularnej „Valisa”, pyta, czy tak może pisać szaleniec? Do tego dojdzie obsesyjne poczucie zagrożenia ze strony Związku Radzieckiego, które znamy choćby z „casusu Lema” (Dick twierdził, że Lem jest propagandą stworzoną przez partię komunistyczną na spółkę z KGB).
Koniolub Grubas zastanawia się, dlaczego Zebra (czyli Bóg, który się kamufluje i ukazuje się tylko w rzadkich objawieniach) nie pomógł jego przyjaciółce? Choroba, ból, niezasłużone cierpienie – skąd się biorą? Od Boga czy z „innego źródła”? Do polemiki na temat braku boskiego zaangażowania w ludzkie problemy włącza się przyjaciel Dicka/Konioluba – Kevin. Ma on doskonale skrojony rodzaj testu, który przeprowadzi na Bogu w Dniu Sądu Ostatecznego. Stanie przed obliczem Najwyższego, dzierżąc w ręku za ogon niczym patelnię, swojego martwego, przejechanego przez samochód kota z zapytaniem „What the fuck?”.
Bo „Valis” to nie tylko rozprawa filozoficzno-psychologiczna, ale intrygująca przygoda – zabawna, wciągająca, ze sporymi momentami ciętego, ironicznego humoru. Polecam z uwagą prześledzić motyw rozbierania na części pierwsze przez bohaterów książki filmowej wersji „Valisa”, z którą to zapoznają się podczas seansu kinowego oraz późniejsze przemówienie 2-letniej Sophii – objawienia, która będzie przekonywać, że „żywym bogiem jest sam człowiek”.
Na koniec próbka intertekstualnego humoru tandemu Philip Dicka/Koniolub Grubas:
„Ryszard Wagner stoi przed bramą do Raju. „Wpuście mnie, powiada. Jestem autorem Parsifala. Jest tam o świętym Graalu, Chrystusie, cierpieniu, litości i uzdrowieniu”. A oni na to: „Wiemy, czytaliśmy i to się nie trzyma kupy”. I TRZASK mu bramę przed nosem. Wagner ma rację i oni mają rację. To kolejna chińska pułapka na palec.”
Philip Dick i Koniolub Grubas w przebłyskach racjonalnego humanistycznego realizmu zdawali sobie sprawę, że zarówno teologia, jak i filozofia pełna jest niewdzięcznych, zdradliwych, chińskich pułapek na palec.
Philip K. Dick, Valis, przeł. Lech Jęczmyk, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2011.
Rafał Niemczyk
* Autorem ilustracji jest polski malarz i rzeźbiarz – Wojciech Siudmak.
** Zainteresowanym zgłębieniem tematu polecam interesującą analizę Marcina Wrony Gnoza i profetyzm w powieści „Valis” Philipa K. Dicka.