Woody Allen, Allen na scenie. Recenzja.


Sokrates ze złamanym nosem

Jeśli ktoś nie zna Woody’ego Allena, to musi chyba – parafrazując zwrot pani poseł Joanny Senyszyn – „mieszkać w jaskini”. Nowojorczyk kręcący od początku lat siedemdziesiątych średnio jeden film rocznie, stał się kultową postacią amerykańskiego kina. Udziela się jednak nie tylko na ekranie filmowym – pełno go w całym kulturalnym świecie. Jest wszakże Woody Allen nie tylko reżyserem, scenarzystą, aktorem i producentem, ale także muzykiem, kompozytorem (widzianym niedawno w katowickim Centrum Kultury podczas koncertu klarnetowego), publicystą, literatem i dramatopisarzem. O tym, jak sprawdza się w tej ostatniej roli, możemy przekonać się bliżej podczas seansu z książką pt. „Allen na scenie”, zawierającą pięć sztuk teatralnych Amerykanina.

Zbiór jest podzielony na trzy króciutkie dramaty oraz dwa dłuższe. W pierwszym utworze spotykamy znerwicowanego Abrahama Lincolna, sypiącego podczas ataku stresu nie do końca zabawnymi żartami („Jakiej długości powinny być ludzkie nogi? Takiej, żeby sięgały do ziemi”). Lincoln był pierwszym amerykańskim prezydentem, który padł ofiarą zamachu. Zamordowano go w 1865 roku w Teatrze Forda w Waszyngtonie, a zamachowcem okazał się pewien aktor. Allen nigdy nie dobiera bohaterów dla swoich dramatów przypadkowo.

Przez okno sypialni 57-letniego Żyda Nata Ackermana wpada Śmierć, nieomal urywając przy tym karkołomnym wyczynie rynnę. Mężczyzna nie ma jeszcze ochoty wybierać się na tamten świat – proponuje przybyszowi z zaświatów partyjkę remika, stawiając w puli „wydłużenie” swojego życia. Pojedynek rycerza ze śmiercią widzieliśmy już w „Siódmej pieczęci” Ingmara Bergmana. U szwedzkiego mistrza areną niecodziennego pojedynku była jednak szachownica – u Woody’ego Allena Śmierć rżnie na całego z Żydem w karty.

„Nad kobietami Lovborga” unosi się za to cień Borgesa. Allen wymyśla postać skandynawskiego dramaturga Jorgena Lovborga – jego imię i nazwisko wydaje się być kompilacją imion i nazwisk bohaterów dramatu „Hedda Gabler” Henrika Ibsena: Jorgena Tesmana oraz Ejlert Lovborg. Autor kontynuuje zabawę i przedstawia absurdalne scenariusze, analizując je daje zaś upust swojej nieograniczonej wyobraźni, nieodmiennie podłączonej kablem z sektorem mózgowym, odpowiedzialnym za niezbadane poczucie humoru.

Zbiór kończą dwie jednoaktówki. W jednej z nich obudzony w środku nocy mężczyzna, zostaje zmuszony do udziału w polowaniu na psychopatycznego, seryjnego mordercę. W ostatnim utworze Allen bawi się w „urabianie” sztuki starożytnej – Pisarz i Aktor, próbując wymyślić scenariusz antycznego dramatu, zostają w owym dramacie rekwizytami, o czym przekonują się boleśnie na własnej skórze („Idioto! Ty jesteś postacią fikcyjną, ona jest Żydówką – czy wiesz, jakie z tego mogą być dzieci?”).

Woody-Allen (Annie-Hall)Dramaty Allena w gruncie rzeczy często przypominają jego filmy, napędzane lokomotywą surrealistycznego, absurdalnego humoru. Gra, w którą słynny nowojorczyk wciąga odbiorcę, jest jednak grą wyrafinowaną – każda satyra ma tutaj swój cel i często przejaskrawione uzasadnienie.
Nie jest Allen bezmyślnym kabarecistą nowego pokolenia, rozśmieszającym publiczność głupimi minami i skeczami rodem z tanich polskich komedii, gdzie swoje marne role odgrywają głównie celebryci. Nie stara się drwić na siłę, ciągnąc wózek z dwuznacznymi tekstami i nic nie znaczącymi dialogami. U Allena – to, co zdaje się być z kosmosu, właśnie wśród przeciętnych ludzi staje się znaczące najbardziej. Obsesje i społeczne lęki przenosi on na obszary bezpardonowego humoru – nie trywialnego jednak, ale inteligentnego i wbrew pozorom w charakterystyczny sposób wysublimowanego.

„Tak naprawdę życie jest zaledwie sumą wzajemnie uwarunkowanych faktów, kroniką przypadkowych spotkań, fuksów, losowych zdarzeń, w których przejawia się jedynie ich własna bezcelowość” – pisze w „Trylogii nowojorskiej” Paul Auster, uosabiając tytułową metropolię z biblijną Wieżą Babel. Anonimowy, nieuporządkowany twór, początkowo odrażający – daje się jednak okiełznać, bo wymaga tego życie.
Woody Allen w jednej ze scen dramatu „Bóg” rozstrzyga sprawę tak:

CHÓR: Oto cały Nowy Jork. Daj im pieniądze, a oni cię jeszcze zadźgają.
DIABETES: Nowy Jork? Tak jest wszędzie. Spacerowaliśmy sobie z Sokratesem po śródmieściu Aten, gdy wtem zza Akropolu wypada dwóch młodzieńców ze Sparty i żądają całych naszych pieniędzy.
KOBIETA: I co się stało?
DIABETES: Posługując się najprostszą logiką, Sokrates udowodnił im z łatwością, że zło jest po prostu nieznajomością prawdy.
KOBIETA: No i co?
DIABETES: I złamali mu nos.

Woody Allen, Allen na scenie, tłum. Bogdan Baran, Piotr W. Cholewa i Jacek Łaszcz, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011.

Rafał Niemczyk