Lew Tołstoj, Sonata Kreutzerowska. Recenzja.


Sonata A-dur op. 47 Beethovena zwana „Kreutzerowską” zawdzięcza swoją nazwę dedykacji dla Rodolphe’a Kreutzera – słynnego skrzypka, który wraz z Pierre’em Rodem i Pierre’em Baillotem uznawany jest za założyciela francuskiej szkoły skrzypcowej. Oryginalny wstęp z solową partią skrzypiec, wielopłaszczyznowość muzyczna, pełne ekspresji rozwinięcie i mocne finałowe presto składają się na wirtuozerię utworu.

„Zdumiewające, jak zupełne bywa złudzenie, że piękno jest dobrem”

Lew Tołstoj nieprzypadkowo zapożyczył tytuł sonaty Beethovena, której tonacja jest energiczna, niepokojąca, szarpana. Wieszczy zły koniec. „Sonata Kreutzerowska” Tołstoja to opowieść, którą snuje podczas podróży pociągiem starszy mężczyzna, niejaki Pozdnyszew. Momentami jego historia przekształca się w dialog z narratorem na temat XIX-wiecznej obyczajowości, zagadnienia małżeństwa, życia płciowego i moralności. Spowiedź Pozdnyszewa to wspomnienia paranoicznego związku, który doprowadził tego człowieka, zaślepionego zazdrością o względy żony, do zasztyletowania swojej połowicy.

Historia jest tutaj pretekstem do rozważań o upadku moralności, utracie godności. Tołstoj, znany z kontrowersyjnych, czasem radykalnych poglądów, prowadzi tu swoistą grę z czytelnikiem. Z jednej strony opisuje rozpustne życie mężczyzn, wykorzystujących kobiety dla zaspokajania swoich żądz – obwinia ich o kształt relacji międzypłciowych. Uważa miłość za pusty slogan, służący do zamaskowania prawdy o płytkości związków. Miesiąc miodowy porównuje do widowiska jarmarcznego, na którym zobaczyć można kobietę z brodą i psa morskiego. Niewiasta z brodą okazuje się być jednak mężczyzną, przebranym w damski kostium, a „pies morski” foką, na grzbiet której naciągnięto psią skórę. Z drugiej strony zarzuca kobietom, że korzystając ze swoich wdzięków do usidlania mężczyzny, podobne są „do Żydów, którzy mszczą się na swoich wrogach za pomocą pieniędzy”.

Czasami Tołstoj balansuje za pomocą słów swoich bohaterów na granicy mizoginii. Złudne to jednak wrażenie, wszak to postać Pozdnyszewa budzi w nas większą niechęć – jest on ukazany jako człowiek niezrównoważony psychicznie, przekonany o swoich racjach i własnej nieskazitelności. Tołstoj pozostawia też czytelnika w niepewności – nie jest dopowiedziane, czy romans żony Pozdnyszewa ze skrzypkiem Truchaczewskim ma naprawdę miejsce, czy jest tylko złudzeniem popadającego w obłęd męża.

Lew-Tolstoj-w-swoim-domu (AFP)Niech rzuci kamieniem, kto bez winy

Utwór podejmuje też wątek posiadania i wychowywania dzieci oraz trudnych relacji małżeńskich. Ciąża kobiety, karmienie, choroby dziecka, nieustanna opieka i zamartwianie się stawiane są na szali wobec macierzyńskiej miłości i pociechy z potomków. Domowe zacisze, które powinno być oazą spokoju i bezpieczeństwa, zamienia się w poligon, na którym małżonkowie prowadzą ze sobą otwartą wojnę, nie bacząc na konsekwencje i nie przebierając w środkach. Złość, rozdrażnienie, szargane nerwy, urywane rozmowy, przeradzające się w histeryczne kłótnie. A mimowolnymi świadkami tego wszystkiego stają się niewinne dzieci. Tołstoj ukazuje nawet, jak małżonkowie wykorzystują swoje dzieci do wyperswadowania drugiej stronie własnych racji. Mąż ma swoje „ulubione dziecko”, żona „ukochanego synusia”. Przeciągnięcie któregoś z dzieci na swoją stronę wiąże się automatycznie z ochłodzeniem uczuć do tych „z przeciwnej frakcji”. Bywa i tak, że prowadzi to do nienawiści. Tołstoj nazywa to „biciem się dziećmi”. Czy żaden z nas nie był nigdy świadkiem podobnych praktyk w otaczającym nas środowisku? Czy świat tak bardzo zmienił się po przeszło stu latach, czy poszedł naprzód, umoralnił się, stał się lepszy?

„Sonata Kreutzerowska” Lwa Tołstoja to gorzki moralitet, w trakcie czytania którego niejednokrotnie skrzywimy się oburzeni. Są pewnie i tacy, którzy po kilkunastu stronach będą mieli ochotę zamknąć książkę i trzasnąć nią o ścianę. Nikt nie ucieknie jednak od własnej gorzkiej pigułki, którą prędzej czy później przyjdzie mu w końcu przełknąć. Kiedy, schowana pod językiem, zacznie się rozpuszczać, a gorycz zacznie palić w język i stanie się nie do zniesienia.

Lew Tołstoj, Sonata Kreutzerowska, tłum. Maria Leśniewska, wyd. Znak, Kraków 2010.

Rafał Niemczyk