Charles Dickens, Opowieść wigilijna.


Bob Cratchit także może pisać świetne książki

– Wesołych świąt?! Jaki ty masz powód, żeby być wesołym? Ty, biedaku?

– A jaki ty masz powód, żeby być ponurym, wuju? Ty, bogacz?

(fragment rozmowy Ebenezera Scrooge’a ze swym siostrzeńcem Fredem)

„Opowieść wigilijna”, słynna nowela Karola Dickensa i moralitet w wiktoriańskim stylu, to jeden z tych utworów, które znają wszyscy: duzi i mali, biznesmeni i rolnicy, dziadkowie i babcie, czytający i… nie czytający. Tak, tak, „Opowieść wigilijną” – przenoszoną wielokrotnie na duży i mały ekran, na deski teatru, przerabianą i parodiowaną – zna każdy. Postacią Ebenezera Scrooge’a i wizjami nawiedzających go duchów wiktoriańskie babcie straszyły pewnie wiktoriańskie dzieci, sadzając je na kolanach przy kominku. Czasy się zmieniają, lecz potępiony duch Jacoba Marleya wciąż tuła się gdzieś między światami, nie zaznawszy ukojenia.

Sam mam przed oczami obraz wczesnego dzieciństwa, kiedy tuż przed Świętami obejrzałem „Opowieść wigilijną Myszki Miki” z całą plejadą gwiazd Disneya. Ebenezera Scrooge’a zagrał oczywiście równie skąpy Sknerus McKwacz, w ducha zmarłego Marleya wcielił się pobrzękujący łańcuchami Goofy, siostrzeńcem Fredem był sam Kaczor Donald, pracownikiem sknery – Bobem Cratchitem – Myszka Miki, a panią Cratchit Myszka Minnie. Tę wspaniałą adaptację w disneyowskim duchu pamiętam doskonale, szczególnie scenę, w której Scrooge staje nad grobem i odczytuje własne nazwisko…

Ebenezer Scrooge to biznesmen, giełdziarz, właściciel domu handlowego, a także samotny mizantrop. Jedynym zajęciem tego antypatycznego kutwy jest pomnażanie majątku, którego nie trwoni nawet na własne potrzeby. Wszystko zmienia się w wigilię Bożego Narodzenia, gdy odwiedza go duch zmarłego przed kilku laty wspólnika Jacoba Marleya, zapowiadając wizytę kolejnych zjaw. I faktycznie! Scrooge’a nawiedzają kolejno duchy przeszłych, teraźniejszych i przyszłych świąt, ukazując mu obrazy będące przyczyną jego niecnego postępowania, a także przyszłe konsekwencje bezduszności bogacza. Ciekawa jest podróż w przeszłość, ponieważ odmalowuje ona postać Scrooge’a nie tylko w czarno-białych barwach.

Scrooge odwiedzany przez ducha Marleya. Ilustracja Johna Leecha z pierwszego wydania „Opowieści wigilijnej”

Można mieć wątpliwości i stawiać pytanie: czy przemiana bohatera pod groźbą nieuchronnej śmierci staje się naprawdę odkupiająca? Czy lepszy jest pracowity skąpiec, czy ubogi kwestarz? Takie deliberacje podejmują zapewne zastępy polityków, spierających się nad wyższością liberalizmu nad socjalizmem, bo już takie interpretacje „Opowieści wigilijnej” w sieci się pojawiają. Całkiem niesłusznie dorzuciłem powyższe zdanie; mamy bowiem wigilię, a to niewłaściwy czas na głupoty. A to że Karol Dickens napisał ponadczasową nowelę z zamiarem spłaty swoich długów, nie posiada znaczenia większego niż symboliczne. Tacy jak Bob Cratchit, w którego rysach da się zauważyć wiele rysów Dickensa, również mogą pisać świetne książki, a jeśli uczą one pogody ducha, ciepła i rozwagi, niech zagoszczą tu na wieki, niczym duch Marleya tułający się po zaświatach. Wesołych Świąt!

Charles Dickens, Opowieść wigilijna, tłum. Bohdan Maliborski, Świat Książki, Warszawa 2009.

 Rafał Niemczyk