Rutu Modan, Rany wylotowe. Recenzja.


Rany-wylotowe-okladkaTeraźniejszość jest jak rana – chyba żeby zapełnić ją…

Sztuka obserwacji to umiejętność potrzebna każdemu, kto pragnie opowiadać historie. Gesty, drobne zachowania, słowa i westchnienia, które w życiu normalnym spowszedniały tak bardzo, że dla nas, przeciętnych czytelników, są już niemal przezroczyste – ich intuicyjnej uwadze nigdy nie umykają. Komiks pt. „Rany wylotowe” autorstwa Rutu Modan jest jedną z tych opowieści, która ujmuje niewymuszonym autentyzmem. Czytając go, czujemy się portretowani, wierzymy w przebieg wydarzeń. To jednak nie wszystko. Poza komfortem tego uczucia dosięgają nas jeszcze inne, tym razem mniej sympatyczne emocje. Rutu Moran, oprócz skonstruowania dwójki na wskroś ludzkich bohaterów, częstuje nas mocnym obrazem swoich rodzinnych stron – Izraela.

Rany-wylotowe-1Akcja „Ran wylotowych” zostaje umiejscowiona głównie w Tel Awiwie, mieście egzotycznym i abstrakcyjnym dla polskiego czytelnika. Problemy charakterystyczne dla tamtego odległego kawałka świata – zarysowane tu w sposób mocny, ciężki –  są nam przecież zupełnie obce. Z kolei kwestie pierwszego planu, czyli te, które wkradły się w życie młodej dwójki bohaterów, przedstawiają się już bardzo znajomo. Spróbujmy jednak zacząć od tła.

Rana otwarta

Izrael Rutu Modan jest nieprzyjazny, ponury, pogrążony w marazmie. Izrael Rutu Modan jest mocno zaangażowany we własne sprawy. Na cmentarzach rozdziela się miejsca pochówku pomiędzy Żydów i nie-Żydów. Do Instytutu Patologii Medycyny Sądowej dowożone są kolejne zwłoki ofiar zamachów, pracownicy instytutu kroją je, żartując bez cienia konsternacji.

Rany-wylotowe-3Zmasakrowane zwłoki to dla nich coś na porządku dziennym. Obowiązkową służbę wojskową przechodzą kobiety; większość z nich, żeby zachować wysoki status społeczny od służby się nie uchyla, choć istnieje kilka „furtek”, aby do wojska nie trafić (powody religijne, złe zdrowie, zamążpójście). Ulice dużych miast pełne są żebraków, naciągaczy, ludzi oprotestowujących rzeczywistość, z którą nie chcą się pogodzić. Na tych ulicach pod pozorem codzienności ukrywa się niepewność i lęk. Sklepikarz, zbierający podpisy pod petycją na dworcu autobusowym, która ma stać się wyrazem sprzeciwu dla zamknięcia przez władze owego dworca, rekapituluje to wszystko jednym zdaniem: „Przeżyłem wybuch bomby, nie wystraszą mnie teraz kulą do wyburzania”.

Sposób konstruowania fabuły przez izraelską artystkę momentami przypomina stylistykę Edgara Kereta, którego zresztą jest dobrą znajomą i współpracowniczką. Izrael Kereta nosi podobne blizny. Historię snutą przez Rutu Modan różni od opowiadań pisarza z Ramat Gan naturalistyczna percepcja. Literacki świat Etgara Kereta najczęściej ucieka w absurdalny humor czy surrealizm. Komiksowy świat Rutu Modan jest silnie osadzony w rzeczywistości, choć specyfika komiksowych dzieł mogłaby sugerować coś odwrotnego. Autorka „Ran wylotowych” zaprasza nas do tego świata i wycina z niego solidny kawał mięsa, niewątpliwie skażony jakimś nowotworem, podtyka go nam pod nos, każe powąchać, pozwala się przyjrzeć.

Rany-wylotowe-4Rana penetrująca

Układ wydaje się prosty – jest chłopak i jest dziewczyna. Kobi to taksówkarz, odgradzający się od świata i ludzi grubą ścianą obojętności i zgorzknienia. Numi jest inna – ciepła, wrażliwa i pełna zrozumienia, choć i ona ma swoje poplątane problemy. Kobi i Numi spotykają się w traumatycznych i chorych okolicznościach. Dziewczyna informuje naszego bohatera, że jego ojciec prawdopodobnie zginął w zamachu bombowym. Oboje wyruszają śladami zaginionego mężczyzny, a podróż ta całkiem przypadkiem okaże się podróżą w głąb siebie.

Niesamowite jest to, z jaką trafnością, w drobnych wskazówkach i poszlakach, Rutu Modan kreśli całą mnogość przeróżnych, rozgrywających się głównie w głowach życiowych komplikacji związanych z tą dwójką bohaterów. Naczelną okazuje się trudny stosunek syna do ojca – pretensje kolekcjonowane latami, rozpad więzi, smak goryczy i rozczarowania niegdyś dziecka, a dziś dorosłego już mężczyzny. Niemniej naturalnie przedstawiają się codzienne trudności, z którymi boryka się Numi – dziewczyńskie kompleksy, brak rodzicielskiego wsparcia, nieprzystosowanie. Z historii tej dwójki bohaterów wyłania się również interesująca sylwetka poszukiwanego przez nich Gabriela – nieodpowiedzialnego lekkoducha, z dziwacznym pędem do zmian, oszustw i wpędzania w rozpacz kolejne kobiety. Wszystkie te wątki, poruszane zagadnienia, pięknie się ze sobą zazębiają, tworząc sprawnie utkaną siatkę zdarzeń i myśli.

Rany-wylotowe-5Rany wylotowe

Komiks „Rany wlotowe” to co najmniej dwupłaszczyznowa opowieść. Co ciekawe, te pełne i sugestywne portrety, zarówno bohaterów, jak i chorego świata naokoło, wcale nie są przez autorkę zarysowane za pomocą przydługich charakterystyk i przegadanych dialogów. Najważniejsze są tu proste, krótkie zdania zawieszone w powietrzu, wymowne gesty, niemal symboliczne sceny. Wszystko to jest jednak na tyle celne i naturalne, że wszelkie dodatkowe wyjaśnienia okazują się zbędne. Swój udział w specyficznym klimacie opowieści mają także rysunki Modan. Podobnie jak i w przypadku słów, w obrazie również nie ma tu nic więcej do dodania. Gruba, lekko karykaturalna kreska autorki jest, być może, daleka od realizmu, ale z jej pomocą kadry nabierają klarownej, obrazowej mocy. Świat jest brzydki, ludzie wokoło ohydni, główni bohaterowie nijacy, a jedyne, co ładnego w tej opowieści, to autentyczna, dobra więź, która rodzi się między nimi. Tak dużo i tak mało zarazem.

Rutu Modan, Rany wylotowe, tłum. Agnieszka Murawska, Warszawa 2010.

Dorota Jędrzejewska
Rafał Niemczyk

* Tytuł recenzji jest parafrazą słów Witkacego.

Etgar Keret, Nagle pukanie do drzwi. Recenzja


Nagle_pukanie_do_drzwi_okladkaLewy prosty – mocny, ale nie zawsze celny

Etgar Keret to w ostatnich latach pisarz bardzo modny. Przetłumaczony na wszystkie najważniejsze języki świata, święci sukcesy również w Polsce. „Nagle pukanie do drzwi” to siódmy zbiór opowiadań izraelskiego pisarza o polskich korzeniach, którego matka przeżyła w Polsce tragiczne dzieciństwo i wyemigrowała. Jakkolwiek trudno w twórczości Kereta wskazać nawiązania do naszych nurtów literackich, bo i trudno tego wymagać, tak polskiemu czytelnikowi mocno przypadły do gustu uniwersalizm jego opowiastek, ich prostota oraz krótka, a czasem bardzo krótka forma.

Sukces urodzonego w Ramat Gan pisarza tkwi we wzorze, na podstawie którego konstruuje większość swoich opowiadań. Są one wdzięczną syntezą absurdalnego humoru (Keret jest przez krytyków często przyrównywany do Kafki albo do Topora), momentami obracającego się wokół makabreski (postacie „pociesznych” morderców, samobójców), wyobraźni zawodowego gawędziarza, kompletnym brakiem tabu (seks, narkotyki, polityka) z rozsupływaniem codzienności (małżeńskie skoki w bok, ciche dni, kłamstwa i kłamstewka; problemy „normalnych” ludzi, którzy zamieniają się w bohaterów jakiejś dziwacznej historii), cywilizacyjnym „deus ex machina” (bo światem ludzi często rządzi zwykły przypadek) oraz kulturą popularną. Bohaterowie Kereta zmagają się ze ślepym losem i własnymi słabościami.
„Książka opowiada o kimś, kto podjął już decyzję i dlatego ma przesrane. Pozostaje mu już tylko żyć z tym wyborem” – mówi sam pisarz w jednym z wywiadów.

Backgroundem tych historii jest zazwyczaj współczesny, „normalny” Izrael, z obowiązkowym wojskiem, bombami w restauracjach, paletą uchodźców i zamachowcami-samobójcami.

Mamy więc „Lieland”, gdzie niejaki Rubi przenosi się do świata, który zamieszkują postacie z jego kłamstw. Przeczytamy „Ostatnio akurat mi staje”, w którym przyjdzie nam się zastanowić nad fundamentalnym pytaniem: czy podstawowym zadaniem ludzkości jest służenie inteligentnym psom za azyl podatkowy?. Podążymy śladem Jonatana, który wpada na pomysł chwytliwego reportażu telewizyjnego, i łazi po izraelskich domach układających się w etnograficzno-religijno-polityczno-poglądową mozaikę, zawracając ludziom głowę pytaniem o trzy ewentualne życzenia od złotej rybki, nieświadom faktu, że Rosjanin Siergiej rozwali mu łeb, stojąc na straży prawdziwej złotej rybki. Podążymy na przyjęcie-niespodziankę w towarzystwie trzech mężczyzn, przeżywających kryzys wieku średniego i poszukujących w przypadkowym domu własnej tożsamości. A gdzieś na szlaku spotkamy wreszcie srebrzystego, ale niepełnosprawnego Boga, który porusza się na wózku inwalidzkim, tłumacząc jego cholerną gramaturę słowami: „Co ty myślisz, że stworzyłem was takich, bo mi się podobało? Bo jestem jakimś zboczeńcem albo sadystą czy innym gównem, któremu przyjemność sprawia całe to cierpienie? Stworzyłem was takich, bo to jest to, co umiem. I to najlepsze, co potrafię”.

Etgar_KeretTych historii na dwustu pięćdziesięciu stronach jest prawie czterdzieści. Formułując pierwszy zarzut, trzeba niejako siłą rzeczy wskazać na nierówny poziom utworów. Wiele opowiadań Kereta to właściwie „sceny”, i choć trzeba przyznać, że izraelski pisarz potrafi przykuć uwagę, to zasada „wpadła mi do głowy jakaś scena, więc ją opiszę” na dłuższą metę staje się nieco nużąca. Paradoksalnie opowiadania-obrazy liczące po raptem kilka stron pochłaniają najwięcej czytelniczej energii i na lepsze wychodzi ich odpowiednie dawkowanie. Nie bez znaczenia jest tu zapewne przejrzysty, nieskomplikowany, użytkowy styl pisania Kereta. Prosty styl obserwatora-gawędziarza doprowadzony do perfekcji, którym doskonale się posługuje, i z którego mimo wszystko raczej nie powinien rezygnować. Porównajcie miniaturkę „Światy równoległe” z tą zatytułowaną „Apgrejd” – być może niektórzy z Was domyślą się, co chciałem przez to powiedzieć. Nijak nie przystoi również wskazywanie na elementy realizmu magicznego u Kereta, a już z całą pewnością nie jest on „singerowski”.

Krzysztof Cieślik z „Polityki” nazwał książkę Etgara Kereta „bardzo dobrą lekturą jednorazowego użytku”. Mnie z kolei „Nagle pukanie do drzwi” skojarzyło się z postacią literackiego mistrza wagi lekkiej. Boksującego z wielką fantazją i sercem do walki, energicznego, inteligentnego, świetnie posługującego się uproszczonymi technikami, dzięki którym legitymuje się on rewelacyjnym rekordem. Świetna polska szkoła boksu lat powojennych opierała się na słynnym Stammowskim lewym prostym. Lewy prosty Kereta również jest szybki, mocny i skuteczny, dzięki czemu wygrywa on kolejne pojedynki. Jednak ten lewy prosty nie zawsze jest celny i widowiskowy.

Etgar Keret, Nagle pukanie do drzwi, przeł. Agnieszka Maciejowska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012.

Rafał Niemczyk