Jan Balaban, Wakacje. Możliwe, że odchodzimy. Recenzja.


Balaban-okladkaSceny z życia niegościnnego, czyli możliwe, że kiedyś zrozumiemy

Nie zrozumie tego ten, kto nie stał na takim korytarzu. Kto nie widział pacjentów na oddziale zamkniętym, nie słyszał głosu pielęgniarek, nie dotykał odrapanych ścian i nie wsłuchiwał się w głosy zagubionych ludzi. Nie zrozumie, że niegościnny świat po drugiej stronie wygląda inaczej, choć jest złożony z istot w gruncie rzeczy bardzo do nas podobnych. Nie zrozumie, że człowiek może czasem zapalić papierosa właściwie głównie dlatego, że mu na to pozwolono, podobnie jak to uczynił bohater opowiadania „Cedr i młotek”. Jan Balaban to rozumiał, a żeby zrozumieć teatr absurdu nie wystarczy przecież być świrem.

Ostrawa, moja ojczyzna

Jan Balaban to czeski pisarz urodzony w 1961 roku w Šumperku na Morawach, który związał swoje życie z Ostrawą, gdzie w 2010 roku zmarł nagle z powodu kardiomiopatii. Piękna Ostrawa wiele znacząca historycznie i kulturowo, w czasach dzieciństwa artysty była już od 150 lat czechosłowackim ośrodkiem przemysłowym i górniczym.
Ostrawa– Wychowałem się więc w blokowisku, na osiedlu Hrabůvka. Nie było tam ani jednego starego człowieka. Same młode rodziny z dziećmi, wszyscy z jednej fabryki. Kobiety i dzieci nie mówiły, że ich tatusiowie pracują w Vítkovicach, tylko na jedynce, dwójce, na trójce, tylko numery zakładu i oddziału. Dość twarde towarzystwo. Trzeba było nauczyć się postrzegać życie w jego brutalniejszej postaci, żeby jednak samemu nie popaść w grubiaństwo
opowiada Balaban.

Przyszły pisarz był synem lekarza wychowywanym w ewangelickiej rodzinie. Dużo opowiadał o swojej religijności, a przecież Czechy są w dużej części krajem ateistycznym. Studiował filologię czeską i angielską na Uniwersytecie w Ołomuńcu, a po skończeniu studiów zajmował się tłumaczeniem (przełożył na język czeski m.in. książki Howarda P. Lovecrafta i Terry’ego Eagletona).
Chodził z teczką pełną książek, ja nosiłem w siatce gumową piłkę do nogi. Był wychowany w środowisku miejskich intelektualistów, ja byłem z rodziny wiejskiej. Miał w sobie ciąg kaznodziei – pokazywać ludziom drogęwspomina Balabana jego kolega z klasy Jaroslav Žila, poeta i fotograf.

Jest autorem kilkunastu książek, głównie zbiorów opowiadań. O czeskim pisarzu jak do tej pory nie pisze się w Polsce zbyt wiele. Jestem przekonany, że zmieni się to po premierze dwóch najgłośniejszych zbiorów opowiadań: „Wakacje” i „Możliwe, że odchodzimy”, które trafiają do nas opatrzone mianem „czeskiej książki dziesięciolecia”.

Egzystencjalne tumany kurzu, codzienności

Jan-Balaban-1Opowiadania Balabana, wnikliwego obserwatora, przesycone są pytaniami natury egzystencjalnej, co jak na pisarza rodem z Czech może się wydawać sprawą nieco zaskakującą. Konia z rzędem temu, kto po przeczytaniu kilku tekstów, jest w stanie odgadnąć, że trzyma w ręku dzieło literatury czeskiej.
U Balabana można wyczuć posmak noblistów: Alberta Camusa z jego mitem Syzyfa, heroicznym trwaniem i buntem, nawiązania do ateisty Sartre’a, którego kawiarniom, subtelnym jazzowym dźwiękom i zamiłowaniu do Flauberta przeciwstawia robotnicze osiedla, szpitale, zadymione knajpy, ale także czeskie góry i prowincjonalne zabytki. W tle pobrzmiewają nieśmiało Heidegger z Jasperem, ale niełatwo się do tego dokopać. Proza Balabana jest wielopłaszczyznowa, początkowo można odebrać jego historie jako ładne malowanki, nieledwie miniaturki z życia codziennego. Wyłaniają się z nich sceny z filmów Bergmana, nie tylko „z życia małżeńskiego”, ale te ciężkie, psychologiczne tumany kurzu, pytania o sens istnienia istoty wyższej, poszukiwanie duchowego kapitału człowieka.
Już sam język jest przecież duchowym majątkiem – tłumaczył. Tworzył sceny, które czasami trudno opowiedzieć – naładowane ekspresjami, emocjami. Codziennością.

– Przeżyłem brutalny krach małżeństwa. Długo próbowaliśmy je utrzymać. Po prostu nie byliśmy w stanie wyobrazić sobie końca naszego związku. Przeżyliśmy razem kruche czasy minionego reżimu, wspieraliśmy się nawzajem. Wiele par, które znam było budowanych właśnie z nastawieniem na te złe czasy. Kiedy taki związek się rozpada, boli a ludzie krzywdzą się dużo bardziej niż wtedy, kiedy już przed ślubem liczą się z możliwością rozwodu – dramaty życiowe pisarza stały się później powtarzającym się często motywem jego twórczości.

Za chwilę strach będzie nawet oddychać

Ostrawa-2„Wakacje” to pierwszy ze zbiorów – zbiór krótkich epizodów z życia kilku ludzi, gdzie krzyżują się losy trzech głównych postaci. Są wśród nich lekarz w średnim wieku cierpiący na bezsenność (Daniel Niedostał), dr Ivan Satinsky – były naukowiec, a obecnie pomocnik murarza, uciekający przed problemami w alkohol oraz Paweł Niedostał (śmieszne nazwisko – „nie od słowa dostać, tylko od słowa stać”) – mąż i ojciec dwójki dzieci, przeżywający zaawansowany kryzys małżeński, jego życie „stoi” w miejscu lub cofa się na osi wspomnień w poszukiwaniu remedium na kryzys. To przyjaciele z czasów komunistycznej Czechosłowacji, dziś wtłoczeni w betonowe osiedla, poszukujący porządku i „emocjonalnej sensualności”. Ich życie jest nie tylko nostalgią za dzieciństwem, tęsknotą za istotą wolności (podróż charczącym gruchotem przez bezdroża USA), poszukiwaniem nienazwanego szczęścia. To także brak małżeńskiego seksu, rozpaczliwe próby złowienia satysfakcji zawodowej czy picie wódki w knajpie lub na balkonie. „Nie da się tu wytrzymać, za chwilę strach będzie nawet oddychać” – tak skażona domowa atmosfera przytłacza, uwłacza i spycha w otchłań samotnej bezsilności.

„Możliwe, że odchodzimy” jest w moim przekonaniu „pełniejszym” zbiorem, a kilka perełek to majstersztyk krótkiej formy. Zafascynowany różnymi czeskimi artystami Balaban (w młodości sam malował, recenzował i otwierał wystawy, zainspirowany działalnością swojego brata – malarza Daniela Balabana) pisze czysto, płynnie, wyraziście, wszystkie zdania mają wagę, a styl, nawet przybierając bardziej poetycką formę, jest zawsze wyważony, nigdy nachalny. – Mój nauczyciel przekładu zawsze mówił, że człowiek nie rodzi się głupi, dopiero się takim staje. Nie chcę mieć pod tym względem ani dla siebie ani dla nikogo litości: nie piszę dla głupców. Chcę być precyzyjny. Pisanie powinno być najlepszym, co jestem w stanie dać drugiej osobie – zawsze krytycznie odnosił się do własnej twórczości, stawiając sobie najwyższe wymagania.

Opowiadania są melancholijne, ale autor nie odbiera swoim bohaterom nadziei. Wręcz przeciwnie – ona gdzieś jest, tylko eklektyczna, trudna do odnalezienia dla ofiar Baudelaire’owskiej nowoczesności. Moi bohaterowie to nie żadne łamagi. To normalni ludzie, którzy przegrali, ale jeszcze się nie rozbili. Są smutni, ale nie są desperatami – wyjaśniał.

Poznamy tu mężczyznę odwiedzającego starą parafię swojego zmarłego dziadka-proboszcza z kryjącym sekrety poddaszem, starymi książkami i grzesznym rysunkiem Diany. Posłuchamy wspomnienia dębowego lasku i pól kukurydzy, zanim pożarły je szczęki cywilizacji, tworząc kondygnacje zakratowanych balkonów. W jednym z takich mieszkań podejrzymy nieszczęśliwą, niespełnioną „żonę swojego męża”. Kobieta biegle mówiąca po czesku, niemiecku i polsku, poświęciła własną karierę dla zbudowania rodziny, której niewidzialna struktura sprawia jej po latach wyrzeczeń tylko ból. Na przedpokoju innego mieszkania podsłuchamy monologu proboszcza, jednorocznego abstynenta, który nieświadom obecności swojej żony, wygłasza monolog do swojego psa Toma – czworonoga po przejściach podrzuconego kilka lat wcześniej pod drzwi burdelu. Gdzieś w górach Władek-(nie)góral wynajmuje przybudówkę odziedziczonego domku parze kochanków przybyłych z Ostrawy. Musi walnąć kielona przed wypasem owiec, musi walnąć kielona przed wzięciem do ręki siekiery. A po diabła mu ta siekiera, kiedy włazi ciemną nocą sprawdzić, co robią jego lokatorzy?

Melancholik o wielkim sercu zaczytany w Vonnegucie

Jan-Balaban-2– Piszę o prawdziwym społeczeństwie, tylko to nie pasuje do czeskiego poczucia pohody – odpowiadał sam pisarz w jednym z wywiadów. „Pohoda” zaś to pozytywna energia, wyborny nastrój, poczucie humoru, kochające się pary na spacerze w zoo, piwo, ciepłe lody. Jan Balaban nie szukał na tym niebie czarnych chmur, po prostu nauczył się, że one tam są, czy tego chcemy, czy nie. W końcu muszą się pojawić, tak jak po dwudziestoletnim udanym pożyciu małżeńskim nagle pojawia się w progu nieproszony gość.

Człowiek, który umarł, gdyż z medycznego punktu widzenia miał przerośnięte serce, a jako artysta – serce wrażliwe, utalentowane, otwarte, bijące w wielu rytmach jednocześnie.
Zmarł 23 kwietnia 2010 r., dokładnie w piątą rocznicę śmierci swego ojca, o którym dzień wcześniej skończył pisać powieść („Zapytaj taty”). Historia melancholijna, ale poruszająca, a śmierć w cyniczny sposób „literacka”, jakby wyjęta z kart książek Vonneguta, o którym ćwierć wieku temu napisał pracę magisterską.

Jan Balaban, Wakacje. Możliwe, że odchodzimy, przeł. Julia Różewicz, wydawnictwo Afera, Wrocław 2011.

Rafał Niemczyk