Ray Bradbury, 451 stopni Fahrenheita.


Gdzie płoną książki

Ray Bradbury (1920-2012) to jeden z najwybitniejszych amerykańskich twórców fantastyki. Pochodził z rodziny wydawców prasowych, we wczesnej młodości zetknął się z magazynami pulpowymi i SF. Jako 19-latek zaczął wydawać fanzin „Futuria Fantasia” i publikować pierwsze opowiadania. Jego premierowa książka („Dark Carnival”) została wydana w 1947 r. Trzy lata później ukazały się „Kroniki marsjańskie”, a rok potem „Człowiek ilustrowany” – oba zbiory opowiadań przyniosły mu wielką sławę. W 1953 r. ukazała się pierwsza, a jednocześnie jego najsłynniejsza powieść „451 stopni Fahrenheita” (sfilmowana w 1966 r. przez François Truffauta). Na podstawie opowiadań kręcono miniseriale, tworzono scenariusze, komiksy. Za całokształt twórczości otrzymał World Fantasy Award, nagrodę Brama Stokera i wiele innych.

451 stopni Fahrenheita to temperatura, w której papier zaczyna się palić. Liczba 451 widnieje także na hełmach strażaków, w tym i Guya Montaga – głównego bohatera powieści. Z tym że w antyutopii Bradbury’ego strażacy nie zajmują się gaszeniem pożarów, lecz paleniem zakazanych książek, nierzadko razem z domami, w których je znaleziono. Właściwie to nigdy nie zajmowali się gaszeniem pożarów, gdyż domy były od zawsze ognioodporne – taka przynajmniej jest wersja oficjalna i obowiązująca.

Montag lubi swoją robotę – budzi ona u ludzi respekt, podziw, u niektórych nawet lęk, no i jest nienajgorzej opłacana. Remiza strażacka to jego drugi dom, a może nawet pierwszy, gdyż z żoną Mildred ma kiepski kontakt, zarówno na płaszczyźnie werbalnej, jak i fizycznej. Mildred spędza całe dnie w salonie, pośród trzech „ścian-ekranów”, zaabsorbowana sączącą się z nich miałką i ogłupiającą papką. Poza salonem – w kuchni i sypialni – cały czas nosi w uszach miniaturowe słuchawki radiowe zwane „muszelkami”, non stop chłonąc propagandowy bełkot. Opanowała nawet sztukę czytania z ruchu warg, aby nie przerywać słuchania w trakcie zdawkowych rozmów z mężem. Jej największym marzeniem jest wyburzyć ostatnią ścianę salonu i zainstalować czwarty ekran.

Pewnego dnia Montag spotyka na swej drodze z pracy dziewczynkę o imieniu Clarisse. Wywiązuje się między nimi rozmowa, bardzo dziwna i niewygodna dla Montaga. Okazuje się, że Clarisse zamieszkała niedawno w sąsiedztwie, a czas spędza na spacerach po okolicy. Rzuciła szkołę, gdyż według niej nie uczy się tam myślenia, a narzuca jedynie „słuszne odpowiedzi’. Nie jest ważne, „dlaczego” coś jest zrobione, istotne jest jedynie, „jak” to działa. Clarisse zwraca Montagowi uwagę na rzeczy, nad którymi do tej pory się nie zastanawiał – na piękno przyrody, ale też i na sens oraz słuszność wykonywanej przez niego pracy. Dziewczynka zaczyna towarzyszyć strażakowi codziennie w drodze do domu lub do pracy i mimo że ten początkowo jest zaniepokojony niebezpiecznymi tematami poruszanymi w ich rozmowach, to jednocześnie staje się coraz bardziej zafascynowany swoją rozmówczynią – jakże inną od otaczających go na co dzień „ludzkich automatów”. Montaga dopada coraz więcej wątpliwości i zaczyna sobie uświadamiać, że nie jest szczęśliwym człowiekiem.

Pewnego dnia dziewczyna nagle znika. Na dodatek zwykle rutynowa akcja palenia książek kończy się spaleniem domu wraz z właścicielką, która nie chciała zostawić swoich zbiorów. To wydarzenie w połączeniu z wiadomością, iż żona zapomniała mu powiedzieć, że Clarisse „umarła czy coś” cztery dni temu, sprawia, że Montag rozważa odejście z pracy. Tu jednak pojawia się ważna postać – kapitan Beatty, jego zwierzchnik, chodzący wzór strażaka i obywatela, którego Montag się obawia. Boi się, że kapitan podejrzewa go utratę motywacji do pracy i o zwątpienie w istniejący porządek rzeczy oraz o coś, co Montag skrzętnie ukrywa w kanale wentylacyjnym swojego domu. Beatty próbuje wytłumaczyć Montagowi, dlaczego książki stały się zakazane. Demonstruje mu bezsens istnienia „literatury wyższej” w obecnym świecie dobrobytu i powszechnego szczęścia. Co ciekawe, Beatty sypie przy tym cytatami z zakazanych dzieł jak z rękawa, czym jeszcze bardziej zbija z tropu Montaga.

Montag decyduje się wreszcie sięgnąć do ukrytych książek, które zbierał na akcjach od jakiegoś czasu. Robi to na oczach żony, która jest tym faktem przerażona. Przemiany zachodzące w Montagu oraz splot wydarzeń sprawiają, że Montag staje się wyjęty spod prawa. Udaje mu się wydostać z miasta, gdzie natyka się na grupę podobnych jemu renegatów, która okazuje się być częścią wielotysięcznej rzeszy ludzi, żyjących w małych miasteczkach i wsiach, często jako włóczędzy. Są żywymi książkami, każdy z nich zna na pamięć jakieś dzieło literackie, aby ocalić je od zniszczenia i zapomnienia.

Postacie w powieści są nieco przerysowane i płaskie, pomijając głównego bohatera, ale jest to zapewne celowy zabieg, służący uwypukleniu poruszanej problematyki. „451 stopni Fahrenheita” nie przypadnie raczej do gustu miłośnikom szybkiej akcji, ale też nie o akcję tu idzie, a o naświetlenie problemów i niebezpieczeństw czyhających na krętej ścieżce rozwoju cywilizacyjnego i społecznego.

Jaki więc obraz społeczeństwa wyłania się z powieści Bradbury’ego? Jest to typowy przykład dystopii lub też antyutopii, w której wolność i niezależność jednostki jest ograniczana i podporządkowana dyktatorskiemu systemowi władzy. Jednocześnie ogół jest tak sterowany, że ludziom wydaje się, iż żyją w krainie szczęśliwości. Podwaliny do wtłaczania ludziom gotowych i jedynie słusznych odpowiedzi na wszelkie pytania są czynione już w szkołach. Wiedza specjalistyczna ogółowi nie jest potrzebna – od tego są odpowiedni ludzie (specjaliści). Na banicję i wymarcie skazane zostały wszelkie nauki humanistyczne, wliczając w to historię, którą system zmienia i przeinacza według własnego uznania. Literatura piękna wraz z poezją zostały z biegiem czasu zredukowane – poprzez kilkustronicowe streszczenia, aż do kilkuzdaniowych opisów. Coś Wam to przypomina? Literatura zmuszała do myślenia, a systemowi nie był potrzebny obywatel kontemplujący, dywagujący czy interpretujący na swój sposób. Systemowi potrzebny był obywatel działający w swoim zakresie obowiązków, posłuszny i współpracujący. Konsumpcyjny styl życia był jak najbardziej na rękę władzy. Ostatecznym, nieuchronnym krokiem stała się zatem eksterminacja literatury.

Ponad pół wieku temu powieść Raya Bradbury’ego szokowała i wzbudzała emocje jako przestroga przed totalitaryzmem. Wszak w latach 50-tych XX w. żywa była jeszcze pamięć o hitlerowskich Niemczech czy cesarskiej Japonii, był to również początek schyłku stalinowskiego terroru (Stalin zmarł właśnie w 1953 r.). Nadeszły wreszcie czasy zimnej wojny i strachu przed atomową zagładą świata – co ma odzwierciedlenie także w „451 stopni Fahrenheita”, choć motyw wojny jądrowej jest dość zdawkowy i zawoalowany. Dziś powieść Bradbury’ego zyskuje drugie dno. Jest nim obawa przed losem naszej cywilizacji. Do czego doprowadzi nas dążenie do konsumpcjonizmu, hedonistycznego stylu życia, brak kultury wyższej czy unifikacja społeczeństwa? Czy nasz świat tak bardzo różni się od tego przedstawionego w powieści Bradbury’ego?

Ray Bradbury, 451 stopni Fahrenheita, tłum. Iwona Michałowska-Gabrych, wyd. Solaris, Stawiguda 2012.

Jacek „bio_hazard” Bryk

* Zdjęcia pochodzą z ekranizacji „451 stopni Fahrenheita” w reżyserii Françoisa Truffauta (1966).

** Tekst ukazał się pierwotnie w serwisie kultury postapokaliptycznej Outpost (red. RN).