Mariella Mehr, Oskarżona. Recenzja
30 Maj, 2011 Dodaj komentarz
Stan łaski
Jestem w stanie łaski. Zabijam. Jestem.
Wstrząsające wyznanie Kari Selb, tytułowej Oskarżonej, już w pierwszym zdaniu wyznacza nam granice poznawcze na przestrzeni tej niepozornej lektury. Nie będzie to opowieść o przyjaźni kota z psem, o miłości nieszczęśliwej, czy tragicznej w skutkach wycieczce w góry. Będzie o śmierci. O umartwieniu siebie wbrew sobie do tego stopnia, że żywe pozostają tylko oczy, które rejestrują – najczęściej czerwony kolor – i ręka, która zapisuje. A właściwie nie ręka, ale usta, które mówią, bo „Oskarżona” to w przeważającej większości monolog będący odpowiedzią na jedno zasadnicze, ukryte i nigdy w toku powieści nie zadane wprost pytanie „dlaczego to zrobiłaś?”. Oskarżona początkowo odpowiada poprzez chłodną i precyzyjną relację o sobie i swoim życiu z pozycji bacznego obserwatora (ale nie uczestnika – ten mały fakt jest przez nią długo wypierany), a czyni to, co rusz sprawdzając, czy aby na pewno jest słuchana, a co ważniejsze – dobrze rozumiana. Bo jej świat nie pozostawia wiele miejsca na „nad” i „niedo-” interpretacje – jest dokładnie taki, jakim go opowiedziała – brudy, okrutny i nieskończenie zły. Bez jednego promyka nadziei. Stopniowo jednak zauważamy, że Kari zapamiętuje się w tym, co mówi, słowa płyną coraz szybciej, potok słów, przenikanie sensów, a zamiast rzeczowej i chłodnej relacji mamy spowiedź, gdzie wypowiadane grzechy powodują reminiscencję stanów emocjonalnych w chwili popełniania zbrodni. Przy tym nie ma tutaj miejsca na skruchę czy wyrzuty sumienia – opowiedzenie każdego z morderstw czy podpaleń popełnianych stopniowo, z rozmysłem i uprzednim planem wyzwala w bohaterce uczucia skrajnie różne od społecznie spodziewanego i oczekiwanego poczucia winy. Jednym z tych uczuć jest ulga, drugim – bardzo specyficzna rozkosz, wręcz zatracenie siebie w poczuciu spełnienia. Można oczywiście powiedzieć, że czyny oskarżonej to wynik takiego a nie innego wychowania, takiego a nie innego domu rodzinnego. Można też powiedzieć, że jest ona po prostu niepoczytalna (co zresztą stara się ustalić osoba, której Kari opowiada o sobie), można szukać w postaciach Malik i Serafina wytworów chorej wyobraźni – faktem jest, że przenikliwość oskarżonej w tym względzie jest zdumiewająca. Z góry wyklucza ona różne warianty, cały czas przypominając czytelnikowi i sobie, że nieważne jak sobie wytłumaczy to, co się stało, bo nic nie zmieni faktu, że po prostu się stało. Ba, staje się znowu. Po prostu. A stan łaski usprawiedliwia wszystko.
Nie jest to książka łatwa w odbiorze. Nie jest to książka przyjemna. Ale co chyba najważniejsze, nie jest to książka (historia) wymyślona. Elementy faktu, historii zastanej „tu i teraz” nieodłącznie dają o sobie znać. Mariella Mehr połączyła bowiem w „Oskarżonej” dwa światy i dwie tragedie – autobiograficzne wątki mieszają się tutaj z autentycznymi morderstwami i podpaleniami dokonanymi w latach 90. przez Caroline H. – jak mówi autorka „moją podpalaczkę”. Caroline H. to prototyp Kari – chłodnej, precyzyjnej, poczytalnej morderczyni, której zabicie kogoś przynosi ulgę i poczucie spełnienia. Z kolei wątki z biografii autorki „Oskarżonej” uzupełniają w pewnym sensie to, czego o zbrodniarce nie wiemy. Jednak prawdopodobnie nie taki był zamiar odautorski, o ile o jakimkolwiek zamiarze można tutaj mówić. W przekonaniu autorki posłowia do „Oskarżonej”, Katarzyny Leszczyńskiej, wypowiedzenie tego, co spotkało w życiu autorkę poprzez powieść, wiersz czy ogólnie formę literacką, jest rodzajem terapii, ukojenia nerwów, uspokojenia myśli. Jak gdyby rekompensatą za lata milczenia na temat swojej krzywdy – najpierw celowego, później przymusowego. Wstrząsających w tym zakresie odkryć dokonuje czytelnik podczas lektury „Życiorysu”, historii faktów – czegoś w rodzaju odautorskiego posłowia do historii „Oskarżonej”.
Dwie historie połączone w jedno piekło na przestrzeni tych kilkudziesięciu stron to mieszanka iście wybuchowa – otrzymujemy rzecz mroczną, poruszającą, zapadającą w pamięć – tym bardziej, kiedy dochodzi do tego świadomość realności opisanych wydarzeń. Z jednej strony jest to studium zbrodni z perspektywy zbrodniarza (zbrodniarki) – z drugiej, próba zrozumienia tego, co się stało. Wyrazić siebie, swoje lęki poprzez śmierć – nie swoją, ale czyjąś właśnie – poprzez zadanie komuś cierpienia, nawet jeśli nie rzeczywistego, fizycznego to takiego, które zostawi ślad w głowie już na zawsze. Przeogromna jest w Mehr – a widać to nie tylko w tej książce, ale i na przykład w wywiadach, których udziela – potrzeba mówienia, mówienia, mówienia, powtarzania ciągle tego samego, aby broń Boże nie zostało zapomniane cierpienie raz zadane, a co najważniejsze, raz (na zawsze) opowiedziane.
Mariella Mehr, Oskarżona, tłum. Katarzyna Leszczyńska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.
Małgorzata Jędrzejewska