Marek Edelman, Władysław Bartoszewski, I była dzielnica żydowska w Warszawie.



W maju 1943 roku, wraz ze zniszczeniem getta, bezpowrotnie zakończył się pewien etap naszej historii, historii zbroczonej krwią Żydów Warszawy. Nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć dzisiaj to, co powiedziałem zaraz po wojnie. Nasi towarzysze, którzy padli w walce w 1943 roku, spełniali swoje zadania, broniąc godności ludzkiej do ostatniej kropli krwi, która wsiąkła w ziemię warszawskiego getta. Natomiast na nas, tych, którzy przeżyli, spoczywa obowiązek przekazywania następnym pokoleniom pamięci o nich i o tych wydarzeniach.
(Marek Edelman)

Pamięć ludzka jest zawodna. (Władysław Bartoszewski)

Wladyslaw-Bartoszewski-Marek-Edelman

I była dzielnica żydowska w Warszawie

Po wybuchu II wojny światowej, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhard Heydrich – na polecenie wodza zbrodniarzy niemieckich, Adolfa Hitlera, i jego prawej ręki Heinricha Himmlera – wysłał depeszę do szefów grup operacyjnych z wytycznymi, nakazującymi usunięcie Żydów z terenów włączanych do Rzeszy oraz gromadzenie ludności żydowskiej w gettach w większych miastach. Na małym skrawku Warszawy, obejmującym 307 hektarów, w listopadzie 1940 roku powstało największe getto żydowskie. Po przesiedleniach liczbę ludności getta szacuje się obecnie na 380 tys. (lata 1940/41) – ok. 445 tys. (marzec 1941). Gęstość zaludnienia wynosiła zatem średnio 140 tys. osób na km2.

I-byla-dzielnica-zydowska-w-Warszawie-1

Od samego początku Żydzi traktowani byli przez nazistów nieludzko. SS-Gruppenfuhrer Jurgen Stroop (znany ze wstrząsających „Rozmów z katem” kapitana Kazimierza Moczarskiego), odpowiedzialny za krwawe stłumienie powstania w getcie, używał w swoich raportach w stosunku do Żydów terminu „półludzie”. Odebrano im prawa cywilne, wszelkie cenne rzeczy, wprowadzono przymus pracy, a na ulicach rozpoczęły się masowe kaźnie i egzekucje. Tych, których przymuszono do pracy, bito, poniżano i zabijano. Niemcy wprowadzili nakaz noszenia, przez osoby pochodzenia żydowskiego, na prawym ramieniu białej opaski z niebieską gwiazdą. Najstraszliwsze zbrodnie jednak dopiero się rozpoczynały.
Przy urzędzie szefa dystryktu warszawskiego powstał Wydział Przesiedleń (tzw. Umsiedlung), który zajmował się organizacją warszawskiego getta.

I-byla-dzielnica-zydowska-w-Warszawie-2

W lipcu 1942 roku Niemcy rozpoczęli masowe deportacje Żydów z getta do obozów zagłady. Przez 52 dni wywieziono do Treblinki i zamordowano około 300 tysięcy Żydów. Symbolem ludobójstwa stał się tzw. Umschlagplatz, skąd odjeżdżały wprost w objęcia śmierci pociągi, przeładowane ludźmi, którzy stłoczeni w nieludzkich warunkach w wypełnionych chlorem wagonami, często umierali nie docierając nawet do obozów zagłady.

Janusz-Korczak-z-wychowankami-z-sierocincaZmarł wówczas Janusz Korczak, prekursor działań na rzecz praw dziecka, pisarz, lekarz, działacz społeczny, pedagog. Choć mógł wybrać wolność, nie opuścił w obliczu śmierci swoich małych podopiecznych z sierocińca – zginął wraz z dziećmi w komorze gazowej w Treblince.
„Ciężka to rzecz urodzić się i nauczyć żyć. Pozostaje mi wiele łatwiejsze zadanie: umrzeć. Po śmierci może być znów ciężko, ale nie myślę o tym. Ostatni rok czy miesiąc, czy godzina. Chciałbym umierać świadomie i przytomnie. Nie wiem, co powiedziałbym dzieciom na pożegnanie. Pragnąłbym powiedzieć tyle i tak, że mają zupełną swobodę wyboru drogi” – napisał kilka dni przed śmiercią Stary Doktor, który do samego końca miał możliwość ocalenia życia i opuszczenia getta [str. 75]. Nie zostawiła też dzieci jego wieloletnia współpracowniczka Stefania Wilczyńska. W podziemnym Archiwum Getta Warszawskiego doktora Emanuela Ringelbluma, znaleziono później relację byłego sekretarza gminy żydowskiej w Warszawie – Nachuma Remby, który napisał:
„Szła stłoczona masa ludzi, popędzana nahajkami. Nagle pan Sz. [Szmerling] rozkazał wyprowadzić internaty. Na czele pochodu był Korczak! Nie! Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! (…) Wszystkie dzieci ustawione w czwórki, na czele Korczak z oczami utkwionymi w górę, trzymał dwoje dzieci za rączkę, prowadził pochód. Drugi oddział prowadziła Stefania Wilczyńska, trzeci Broniatowska (jej dzieci miały niebieskie plecaki), czwarty oddział Szternfeld z internatu na Twardej. (…) Nawet Służba Porządkowa stanęła na baczność i salutowała. Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: ‘Kim jest ten człowiek?’”[str. 87]
Wiele ofiar i niejeden z bohaterów, którzy wtedy zginęli, pozostało bezimiennych.

Wszystko to odbywało się przy biernej postawie Zachodu Europy i Stanów Zjednoczonych, których to odzew polityczny kończył się na dyplomatycznych wyrazach współczucia, wsparcia i wierze w ukaranie nazistów, gdy tylko działania na froncie zakończą się zwycięstwem aliantów. Światowy Kongres Żydów również bezradnie przyglądał się sytuacji w Polsce, która robiła się coraz bardziej dramatyczna. Rozmiary ludobójstwa stały się tak ogromne, że zaczęły przekraczać granicę ludzkiego rozumienia. Sami Żydzi nie wierzyli w obozy koncentracyjne, łudząc się fałszywą propagandą Niemców, którzy obiecywali przesiedlenie Żydów do nowych miejsc pracy. Jesienią 1942 roku w getcie warszawskim pozostało już tylko 30-35 tysięcy Żydów, mających pozwolenie na pracę oraz 20-25 tysięcy tzw. nielegalnych. Wtedy to przedstawiciele żydowskich ruchów młodzieżowych podjęli decyzję o utworzeniu Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB).

Getto walczy

I-byla-dzielnica-zydowska-w-Warszawie-32 grudnia 1942 roku uchwalono statut ŻOB, która za główne zadanie postawiła sobie ochronę ludności żydowskiej przed dalszymi deportacjami. Na czele ŻOB stanął 24-letni Mordechaj Anielewicz, a w sztabie znaleźli się: zastępca dowódcy Icchak Cukierman, Hersz Berliński, Michał Rozenfeld i Marek Edelman.
Getto warszawskie, już wtedy w miarę możliwości wspierane aktywnie przez polską Armię Krajową, rozpoczęło zbrojny opór przeciwko morderczemu okupantowi oraz zdrajcom, konfidentom, którzy haniebnie mu służyli. 16 lutego 1943 roku Himmler nakazał całkowitą likwidację getta warszawskiego. Mimo miażdżącej przewagi w uzbrojeniu okupanta, liczbie żołnierzy i beznadziejnej sytuacji, getto warszawskie nie poddało się bez walki. Spłynęło krwią bohaterskich obrońców, zadając Niemcom liczne straty.
8 maja 1943 roku samobójstwo popełnili niemal wszyscy przywódcy powstania. Stało się to w bunkrze na ulicy Miłej, gdzie mieścił się sztab. Otoczeni przez Niemców dowódcy woleli sami pozbawić się życia, niż trafić w ręce nazistów. Odsiecz Gwardii Ludowej przybyła na miejsce za późno.
Dwa dni później przez właz kanału na ulicy Prostej na stronę aryjską przedostało się 34 powstańców przeprowadzonych przez partyzantów Gwardii Ludowej. Cudem wyrwali się ze szponów śmierci. Wśród nich byli Hersz Berliński, Michał Rozenfeld i Marek Edelman.

Ten ostatni jest autorem drugiej części książki, w której dokładnie opisuje wydarzenia z czasu powstania w getcie warszawskim, datowane historycznie na okres od 19 kwietnia do 16 maja 1943 roku.

Zofia Nałkowska w krótkiej przedmowie do tekstu Marka Edelmana odniosła się do jego słów: „Ja nie jestem pisarzem. To nie ma żadnej wartości literackiej.”, pisząc:
„Jednak jego nieliterackie opowiadanie osiąga to, co udaje się nie wszystkim arcydziełom. Daje w słowie poważnym, celnym, powściągliwym, wolny od frazesu protokół zbiorowego męczeństwa, utrwala mechanizm jego przebiegu. Jest także autentycznym dokumentem zbiorowej mocy ducha, ocalonej z największej klęski, jaką znają dzieje narodów.” [str. 209]

I-byla-dzielnica-zydowska-w-Warszawie-4Wspomnienia Marka Edelmana nie są jednak prowadzone w suchym reporterskim stylu. Bohaterstwo powstańców getta opisywane przez niego nieraz sięga znamion poetyckiego wręcz dramatyzmu.
„Odpowiedzią są strzały. Każdy dom to wroga twierdza, z każdego piętra, z każdego okna sypią się kule (…) Na czwartym piętrze w małym okienku stoi stary wojak Diament. Ma długi karabin pamiętający wojnę rosyjsko-japońską. Diament jest flegmatykiem, rusza się powoli. Chłopcy w pobliżu niecierpliwią się, przynaglają. Ale Diament jest niewzruszony: mierzy w brzuch, a trafia w pierś. Każdy strzał to jeden Niemiec (…)
Postawa bojowców jest tak zdecydowana, że Niemcy zmuszeni są w końcu zrezygnować ze zgnębienia ich orężem i znajdują nowy, niezawodny zda się sposób. Podpalają teren szczotkarzy od zewnątrz ze wszystkich stron. W jednej chwili płomień obejmuje cały blok, czarny dym dusi w gardłach, wygryza oczy. Bojowcy nie mają zamiaru ginąć żywcem w płomieniach. Stawiamy wszystko na jedną kartę i postanawiamy za wszelką cenę przedostać się do getta centralnego (…)” [Marek Edelman, „Getto walczy” – fragment, str. 262]

Czytając i pisząc po latach o tych straszliwych wydarzeniach, ja, młody człowiek dorastający już w czasach demokratycznej Polski, nie jestem pewny, czy w wyobrażeniach moich pomieszczę to, czemu cały ówczesny świat nie dawał wiary. Nie wiem też, czy swoimi słowami będę w stanie opisywanym wydarzeniom nadać należną atencję, a ludziom, którzy wtedy zginęli bohaterską, męczeńską śmiercią oddać należny hołd.

Władysław Bartoszewski w post scriptum do wydania II z 1988 roku, napisał:
„W dialogu tym uczestniczą także ludzie młodszego i średniego pokolenia, dla których ta problematyka nie ma wymiaru doświadczenia osobistego, lecz jest wyłącznie potrzebą intelektualnej rzetelności i wrażliwego sumienia. Jest to zjawisko ze wszech miar pozytywne.” [str. 152]

Nigdy nie będzie nam dane w pełni zrozumieć tej niewyobrażalnej tragedii, dotknąć tragizmu historii, której częścią nie byliśmy. Jesteśmy jednak jej spadkobiercami i tym, którzy odeszli jesteśmy winni pamięć. Tylko tyle, i aż tyle, możemy zrobić. Bo tak trzeba.

Władysław Bartoszewski, Marek Edelman, I była dzielnica żydowska w Warszawie, Wydawnictwo PWN, Warszawa 2010.

Rafał Niemczyk