Henry James, Daisy Miller i inne opowiadania. Recenzja.


Ścieżka samotnego portrecisty

Amerykanie uważają Henry’ego Jamesa za swojego pisarza, a Anglicy za swojego. W obu przypadkach jest to jak najbardziej uzasadnione, ponieważ James obserwował i wykpiwał obyczaje społeczne po obu stronach barykady (urodził się w Nowym Jorku, ale podróżował po Europie, przez wiele lat również mieszkał na Starym Kontynencie). Wnikliwe obserwacje przekuwał w krytykę, w swoich utworach wiele razy podnosząc motyw przemian w obyczajowości przełomu stuleci. Pod tym kątem dobrane są opowiadania w prezentowanym zbiorze (najwcześniejsze z nich, słynna „Daisy Miller”, pochodzi z 1878 roku). A jednak na pierwszy plan wysuwa się opowiadanie zgoła odmienne, być może najważniejsze w dorobku pisarza, z omawianych tutaj napisane najpóźniej, bo w 1903 roku.

Mowa o „Bestii w dżungli”, gdzie spekulacje na temat wartości i sensu ludzkiego życia ulepione są wokół motywu samotności z wyboru. Choć sam wybór nie jest do końca dobrowolny – determinuje go raczej egzystencjalne tchórzostwo, strach przed podejmowaniem decyzji, przed podwojami życia. Opowiadania ma formę monologu mężczyzny, którego życie strawiły nieustanne lęki i obawy. Ukrywając się przed tytułową Bestią, uosobieniem trwogi, zamienia on swoje życie w szarą, samotną egzystencję. Kiedy orientuje się, co stracił, poczucie upadku prowadzi go do nieświadomych poszukiwań odkupienia, w konsekwencji zaś na skraj obłędu. „Bestia w dżungli” była dla Jamesa opowiadaniem bardzo intymnym. W historii samotnika-egoisty krytycy słusznie widzieli zamaskowaną autorefleksję – wyznania pisarza, który własne życie w gruncie rzeczy rzeczywiście również przeżył samotnie.

Ekranizacja „Daisy Miller” z 1974 roku (reż. Peter Bogdanovich)

Tytułowa „Daisy Miller” tylko z pozoru jest próżną, nieobytą trzpiotka. Figlarna i zaczepna młoda Amerykanka, podróżując po Europie z matką i bratem, wdaje się w nieodpowiednie romanse, a swoją powierzchownością wywołuje wśród snobistycznych wyższych sfer oburzenie. Daisy z premedytacją i cynizmem uwypukla w postawach Europejczyków z przełomu XIX i XX wieku fałsz i obłudę. Wśród pięknych scenerii Genewy czy Rzymu śledzimy okiem narratora – Amerykanina Winterbourne’a zauroczonego panną Miller – wystawne przyjęcia, spotkania towarzyskie, rozmowy i konwenanse. A Daisy bywa prowokująca („Dawniej każdej zimy jeździłam do Nowego Jorku. Tam to jest towarzystwo!”) albo uroczo… feminizująca („Żaden mężczyzna nie będzie mi mówił, co mam robić, ani wtrącał się w moje sprawy”), przez co nie zawsze bywa w towarzystwie mile widziana. Pan Winterbourne określa Daisy mianem „nieodgadnionej mieszaniny cnoty i zuchwalstwa”, a jako postać literacka nazywana jest jedną z prekursorek nurtu feministycznego.

O pewnym pokrewieństwie można mówić w przypadku dwóch pozostałych opowiadań: „Łgarza” oraz „Wychowanka”. W tym pierwszym malarz Oliver Lyon przybywa w gościnę do Arthura Ashmore’a, aby namalować portret jego 90-letniego ojca, sir Davida. Na przyjęciu u gospodarzy spotyka dawną miłość – kobietę zafascynowaną swoim mężem, pułkownikiem Capadose, tytułowym Łgarzem. Pułkownik to dusza towarzystwa, uwielbia brylować i konfabulować. Jego kłamstewka są w gruncie rzeczy nieszkodliwe, a jednak prowadzą Lyona do podjęcia pewnej gry. Malarz postanawia obnażyć przed panią Capadose prawdziwą naturę jej męża, malując jego portret. Opowiadanie w mistrzowski sposób łączy ze sobą elementy psychologiczne z satyrą, a czytelnik zaznajomiony z twórczością Jamesa bez trudu dostrzeże tu oczko puszczone w kierunku powieści gotyckiej (np. w opisach posiadłości czy wspomnieniu duchów), z którą to romans pisarz przypieczętuje 10 lat później powieścią „W kleszczach lęku” (1898).

Henry James – portret autorstwa Johna Singera Sargenta z 1913 roku

O ile „Łgarz” posiada lekki, momentami komiczny ładunek emocjonalny, to „Wychowanek” jest bardzo smutną satyrą obyczajową. Portret niedowartościowanych kosmopolitów o przerośniętych ambicjach namalował James w ponurych odcieniach, patrząc na poczynania rodziców z perspektywy chorego, przedwcześnie dojrzałego syna i jego bardzo osobistej relacji z prywatnym nauczycielem. Społeczeństwo obserwowane oczami dziecka również pojawia się w późniejszej twórczości pisarza, w powieści „O czym wiedziała Maisie” (1898).

Niezwykle precyzyjny język Henry’ego Jamesa stanowi idealne narzędzie do kreowania pełnokrwistych, wiarygodnych portretów. Dlatego opowiadania nowojorczyka, mimo że osadzone w tradycji konkretnej epoki, wciąż uwodzą psychologicznym perfekcjonizmem. Mało to bowiem mamy współcześnie Łgarzy, Wychowanków i Bestii w dżungli?

Henry James, Daisy Miller i inne opowiadania, przeł. Magdalena Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Rafał Niemczyk

Henry James, W kleszczach lęku. Recenzja


„Bez wiary groza nie istnieje”, czyli Freudowski charakter duchów

Już przeszło sto lat (powieść wydano po raz pierwszy w 1898 roku) literaturoznawcy, krytycy i czytelnicy głowią się nad tym, co tak naprawdę wydarzyło się na terenie prowincjonalnego wiktoriańskiego dworu w tajemniczym Bly? „W kleszczach lęku” Henry’ego Jamesa to rasowa powieść gotycka. Scenę otwarcia widzimy oczami narratora, który w Wigilię Bożego Narodzenia przysłuchuje się przy kominku niesamowitym historiom. Kiedy na pierwszy plan wysuwa się niejaki Douglas, prezentując zgromadzonym manuskrypt swojej nieżyjącej już przyjaciółki, przenosimy się do świata, w którym zło czai się gdzieś w ukryciu, by uderzyć w najbardziej nieoczekiwanej chwili. Od teraz już nic nie będzie do końca jasne.

Młoda i atrakcyjna guwernantka, której nazwisko niech pozostanie sekretem, przyjmuje nową posadę, na pierwszy rzut oka wymarzoną. Trafia na prowincję, do zapuszczonego nieco starego dworu w wiktoriańskim stylu, któremu nie może jednak początkowo odmówić uroku. Tajemnicze miejsce pasjonuje ją, a nowi podopieczni wydają się pełni uroku, sympatii i inteligencji. To para dzieciaków – kilkuletnia Flora i nieco starszy Miles, których rodzice zginęli w tragicznym wypadku. Opiekę nad nimi zleca guwernantce ich wuj, stawiając przy tym jeden, ale za to bezwzględny warunek: cokolwiek by się nie działo, kobieta nie ma prawa zakłócać jego spokoju. Ze wszystkimi problemami ma sobie poradzić sama, korzystając ewentualnie z doświadczenia gospodyni, pani Grose, i skromnej służby. Ten układ, który kobieta odbiera za zaszczyt jako bezgraniczne zaufanie, będzie jednym z kluczy do odczytywania powieści.

Po kilku sielankowych tygodniach w Bly zaczynają się bowiem dziać rzeczy dziwne i straszne. Guwernantka relacjonuje nam, jakoby miała widzieć (czy to na wieży, czy to nad jeziorem) tajemnicze zjawy, które wedle wyjaśnień pani Grose mogą być duchami grubiańskiego Petera Quinta i panny Jessel – poprzedniej guwernantki. Tych dwoje łączył za życia niejasny związek, niewykluczone że dość intymny. Niepokojący jest sposób, w jaki oddziałuje on na niewinne z pozoru dzieci. Czy upiory rzeczywiście nawiedzają Bly, a jeśli tak, to czy istnieje sposób, aby człowiek mógł się im przeciwstawić?

W kleszczach lęku (2009)

„Żywcem zaczerpnięta z dzieł Henry’ego Jamesa jest teza, że duchy przejmują w końcu motywację, a może nawet osobowość tych, którzy je przyzywają – napisał Stephen King w „Danse Macabre”. – Ich zło pochodzi od nas samych. Nawet ogarnięci największym przerażeniem, bohaterowie wyczuwają to pokrewieństwo”.

Nawiedzony dwór, zagęszczone poczucie grozy, rodzące się szaleństwo, upiorne sceny, podsycająca atmosferę strachu narracja, a także archetyp złego miejsca – to wszystko znajdziemy u Henry’ego Jamesa. Urodzony w Nowym Jorku pisarz wychodzi jednak poza ramy powieści gotyckiej, tworząc zagmatwaną strukturę dzieła, w którym tyleż samo co strach, znaczy podłoże psychologiczne.

„Duchy w książkach Henry’ego Jamesa mają „czysto Freudowski charakter” – dodaje współczesny mistrz grozy z Maine.

Wiarygodność narratorów to dla czytelnika kwestia najbardziej sporna. Nieskomplikowana z początku historia zaczyna się stopniowo gmatwać, a wtedy co bardziej wnikliwy czytelnik zacznie dociekać, czy aby czasem młoda kobieta pod wpływem klimatycznego, złowróżbnego miejsca nie ulega halucynacjom? A może daje się zmanipulować otoczeniu? Do tego dochodzi jeszcze postać Douglasa (pierwszego narratora) – czy prywatny stosunek do tej kobiety, który dość nieświadomie ujawnił, nie zniekształcił nieco prezentowanej historii?

„To właśnie najbardziej interesowało mnie w literaturze grozy – fakt, że ukazuje ona pękające więzi między poszczególnymi ludźmi, między ludźmi a światem oraz zanik więzi łączących ich jaźń w jedną całość. Gwałtowne zerwanie owych związków sprawia, że pozostają samotni i bezbronni, krzyczący z przerażenia w obliczu tego, w co muszą uwierzyć. Wiara jest bowiem wszystkim; nie ma nic ważniejszego. Bez wiary groza nie istnieje” – podkreśla King.

Halucynacje, manipulacje, celowe zacieranie rzeczywistego obrazu – to kilka hipotez, którymi można odczytywać „W kleszczach lęku”. Jednakże nie można też wykluczyć, że wykształcona, zdrowa, uprzywilejowana, godna zaufania młoda kobieta staje oko w oko z istotą elementarnego Zła. Pozostawiona z własnymi słabościami, otumaniona lękiem, próbuje na własną rękę poradzić sobie z czymś niewysławialnym, niesamowitym, czemu samotny człowiek nie ma możliwości podołać. Może być i tak. Nigdy się jednak tego nie dowiemy, a groza strasznego dworu w Bly już przez wieczność będzie wabić kolejnych śmiałków próbujących się z nią rozprawić.

Henry James, W kleszczach lęku, przeł. Witold Pospieszała, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.

Rafał Niemczyk