Mira Grant, Przegląd Końca Świata: Feed. Recenzja.


Blogerzy kontra żywe trupy: nie taki zombie straszny, jak go filmują

FEEDpokarm, zasilanie, wsad, przewód doprowadzający. Tutaj Kanał internetowy (informacyjny) – format danych wykorzystywany do dostarczania użytkownikom często aktualizowanych treści. Kanały informacyjne są dostępne użytkownikom do subskrypcji. Zwykle użytkownik subskrybuje wiele kanałów, aby uzyskać dostęp do sumy ich informacji. Przykładowe standardy kanałów internetowych to RSS i jego następca, doskonalszy i dający większe możliwości, Atom. RSS (RDF Site Summary lub Really Simple Syndication), który swoją popularność zawdzięcza głównie eksplozji blogów, w których to RSS stał się istotnym kanałem dystrybucji treści.

(za: wikipedia.org i sprawnymarketing.pl)

Papa Romero i spółka, czyli zombie-kino

Sposobów na wyprodukowanie zombie jest w kulturze masowej bez liku. W filmie „Noc żywych trupów” George’a Romero (1968) – od którego zaczęło się popkulturowe zombie-szaleństwo – jest nim tajemnicze promieniowanie z kosmosu. Podobny motyw został wykorzystany w „Nocy komety” Thoma Eberharda (1984), gdzie sprawcą całego zamieszania było radioaktywne promieniowanie z tytułowej komety przelatującej blisko Ziemi. W „Martwicy mózgu” Petera Jacksona (1992), produkcji w pewnych kręgach kultowej, przemianę ofiary w żywego trupa powodowało ugryzienie nowo odkrytego gatunku zwierzęcia – „małpo-szczura”. Z innych metod „powstawania” zombie można by jeszcze wymienić: skutki uboczne działania elektrowni nuklearnej (Taniec truposzy”, 2008), eksperymenty genetyczne („Resident Evil”, 2002), szalonych naukowców („Reanimator”, 1985) czy sztandarowe genesis zombie-apokalipsy – wirus o dowolnym pochodzeniu („28 dni później”, 2002; „[Rec]”, 2007).

"Noc żywych trupów" (1968, reż. George Romero)

„Noc żywych trupów” (1968, reż. George Romero)

Wyobraźnia filmowych twórców wtłaczała formułę żywych trupów w najróżniejsze gatunki. Począwszy od  „Białego Zombie” Victora Halperina z 1932 r., pierwszego filmu o zombie w historii kina, w którym wystąpił Bela Lugosi (znany ze słynnej roli Draculi), przez „Plan 9 z kosmosu” Edwarda Wooda (1959), w którym kosmici ożywiają zwłoki, aby z pomocą tej armii zniszczyć ludzi (Bela Lugosi zagrał i w tym filmie, oczywiście wampira – była to jego ostatnia rola, a film miał premierę trzy lata po jego śmierci), przyszedł czas Romerowskiej „Nocy żywych trupów”. W późniejszych latach – oprócz kolejnych horrorów, filmów gore i dreszczowców – pojawiły się czarne komedie („Powrót żywych trupów”, 1985; „Fido”, 2006), a nawet komedie romantyczne („Zombie Honeymoon”, 2004). Za umarlaków zabrał się Robert Rodriguez do spółki z Tarantino, co w 2007 r. zaowocowało filmem „Grindhouse: Planet Terror” (w „Od zmierzchu do świtu” z 1996 r. duet Rodriguez/Tarantino również budzi do życia umarłych, ale stają się oni wampirami). Oprócz tego były też zombie z kosmosu, zombie-naziści, a nawet… „Striptizerki zombie” (2008) z gwiazdą kina XXX Jenną Jameson w roli głównej. Powstały też z różnym skutkiem filmy próbujące poważniejszego podjęcia tematu, jak np. „American Zombie” (2007) – obraz stylizowany na paradokument o życiu zombie czy świetny francuski serial „Les Revenants” (2004) – nietypowe kino dotykające społecznej i egzystencjalnej tematyki. Niekwestionowanym królem zombie w świecie kinematografii pozostaje jednak George Andrew Romero – ojciec współczesnego wizerunku żywych trupów, reżyser mający na swoim koncie najwięcej filmów o nieumarłych oraz idol, który doczekał się licznych prób naśladownictwa – bardziej lub mniej udanych.

Mira Grant swój pomysł na początek pandemii nieumarłych oparła na najpopularniejszym sposobie ich „narodzin”. W „Feed” nazywani są oni „zainfekowanymi”, co ma ścisły związek z ich wirusową genezą. Pierwsza część trylogii „Newsflash” nie jest na szczęście typowym zombie-slasherem. To w zasadzie thriller polityczny z wplecionym weń śledztwem dziennikarskim i plagą zombie w tle.

Rick Genest – kanadyjski artysta i model znany jako Zombie-Boy

Latem roku 2014 świat pozbywa się raka i przeziębień, ale natura postanawia bronić się przed przeludnieniem w inny sposób. Zrzuca na ludzkość plagę żywych trupów. Tego właśnie lata ginie jedna trzecia ludności całego świata. Najciekawsze w całej historii jest to, że tradycyjne mass-media bagatelizują sytuację, wyśmiewając wręcz pierwsze doniesienia o atakach zreanimowanych truposzy. Zamiast ostrzegać społeczeństwo przed niebezpieczeństwem, media trzymają ludzi w złudnej nieświadomości.

Blogerzy z odsieczą

Na szczęście rolę reporterów z linii walk przejmują blogerzy, dotąd pozostający raczej na marginesie medialnego światka. To dzięki blogom ludzie dowiadują się, z czym mają do czynienia, a także jak z nieprawdopodobnym zagrożeniem walczyć. W ciągu kilku lat krystalizuje się wyraźny podział blogosfery na: „Newsie” – relacjonujących suche fakty, „Stewartów” – tworzących opinie bazujące na faktach oraz „Irwinów” – narażających własne życie, aby widzowie mogli poczuć dreszczyk emocji. Ich uzupełnieniem stają się „Cioteczki” – pełniące rolę prasy brukowej i „Fikcyjni” – specjalizujący się w poezji, opowiadaniach i sferze ezoterycznej. Łączy ich jedno – wszyscy gonią za popularnością swoich wpisów. Aby zwiększyć szanse, łączą się w zespoły blogerów i, działając pod wspólnym szyldem, robią wszystko, aby pozyskać uwagę jak największej liczby odbiorców, a tym samym podnieść swoje statystyki w sieci.

Od tego czasu, zwanego Powstaniem, mija 26 lat. Społeczeństwo nauczyło się wreszcie, jak radzić sobie z zombie. Powstały odpowiednie służby i instytucje, które wprowadziły specjalne procedury i testy mające na celu zminimalizować ryzyko ewentualnego rozprzestrzeniania się infekcji oraz maksymalnie zwiększyć wykrywalność we wczesnym stadium amplifikacji wirusowej, która prowadzi do przemiany w zombie.

W świecie „Feed” pozycją obowiązkową są… filmy wspomnianego na wstępie George’a Romero. Pomagają one rozpoznać zombie, dają darmowe lekcje survivalu, a wreszcie – pokazują, jak uśmiercać intruzów. Krytykowany i wyśmiewany przed Powstaniem twórca staje się nagle ojcem przetrwania.

„Fido” (2006, reż. Andrew Currie)

Georgia i Shawn Mason – rodzeństwo adoptowane przez parę blogerów, których biologiczny syn zginął „przemieniony” – również para się dziennikarstwem. Prowadzą oni blog „Przegląd końca świata”. Georgia jest typową Newsie, a Shaun Irwinem, co powoduje ciągłe tarcia między nimi, w większości maskowane humorem i sarkazmem. Trzecim ważnym członkiem ich ekipy jest Buffy Meissonier – Fikcyjna, a jednocześnie spec od sprzętu elektronicznego. „Przegląd końca świata” dostaje szansę relacjonowania kampanii prezydenckiej senatora Petera Raymana, co może umożliwić im przebicie się do ścisłej czołówki blogosfery. W trakcie ogólnokrajowej kampanii ma jednak miejsce kilka tragicznych wydarzeń i dziwnych zbiegów okoliczności, a blogerzy wpadają na trop tajemnicy, która może prowadzić do odkrycia nieprawdopodobnego spisku, może nawet przyczyn samego Powstania. Czy prawda wygra z polityką, a zdrowy rozsądek zwycięży pragnienie dążenia do szczytu sławy?

Jeśli porównać „Feed” do jakiegoś innego dzieła literackiego, to koncepcyjnie przypomina „Dzień odrodzenia” Brendana DuBois. Tam również mamy dziennikarskie śledztwo z amerykańską kampanią prezydencką w tle, tyle że 10 lat po wojnie nuklearnej. Medyczno-naukowy aspekt książki przywołuje natomiast echa „Radia Darwina” Grega Beara. Z kolei jeśli chodzi o analogie z literaturą „zombiestyczną”, to „Feed” przypomina „Survival War” Johnny’ego Walkera i Marka Mossberga – political/military fiction, której akcja rozgrywa się m.in. w Polsce.

Powieść czyta się dynamicznie, czasami wręcz jakbyśmy oglądali reportaż z pola walki. Niektórym co prawda może przeszkadzać wprowadzanie czytelnika w arkana wirusologii, ale bez tego książka zapewne by nieco straciła. Smaczków dodają także wszelkie niuanse kampanii prezydenckiej i wyczuwalne miejscami dyskretne napięcie erotyczne pomiędzy parą głównych bohaterów. Nie przypadł mi niestety do gustu humor dialogowy wiecznie przekomarzającego się rodzeństwa. Zabieg ten miał dodać powieści lekkości, ale autorka osiągnęła dokładnie odwrotny efekt. Dialogi są przewidywalne, czasami wręcz sztuczne i irytujące (szczególnie uwagi siostry ciągle strofującej brata). Natomiast Georgia Mason, jako narrator bezpośredni, prowadzi fabułę w sposób reporterski, co sprawia, że czytelnik może wcielić się w naocznego świadka wydarzeń. Dodatkowo blogerskie wpisy na końcu każdego z rozdziałów, prezentujące przemyślenia bohaterów, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowych, podsycają dramatyzm sytuacji i dodają głębi światu przedstawionemu. To nawiązanie do coraz aktywniejszej roli blogów, także w życiu publicznym (przykład ostatniej amerykańskiej kampanii prezydenckiej).

Serial „The Walking Dead” (S1-2010, prod. Frank Darabont)

Jak na thriller polityczny powieść Miry Grant ma bardzo nietypową scenerię i formę, ale pozytywnie zaskakuje. Motyw zombie jest tutaj skądinąd „wabikiem” oraz środkiem, nie zaś pustym celem. „Feed” jest swego rodzaju novum, bo jeszcze nikt w taki sposób nie połączył thrillera politycznego z zombie-apokalipsą, co zostało docenione przez czytelników nominacją do nagrody Hugo za najlepszą powieść w 2011 roku.

Mira Grant, Przegląd Końca Świata: Feed, Wydawnictwo SQN, Kraków 2012.

Jacek „bio_hazard” Bryk

China Miéville, Miasto i miasto. Recenzja.


Miasto-i-miasto-okladkaTransgresja rzeczywistości

Miasto – skupisko ludzkie, charakteryzujące się zagęszczoną zabudową, zróżnicowaną strukturą społeczną mieszkańców, utrzymujących się w większości z zajęć nierolniczych — handlu, rzemiosła, przemysłu i usług; definicja ta nie ma wartości uniwersalnej, gdyż z różnymi cywilizacjami łączyły się różne koncepcje miasta. (za Encyklopedią PWN)

Niezwykle rzadko zdarza się, bym recenzję rozpoczynał definicją, zaczerpniętą z encyklopedii. Tym razem zrobiłem wyjątek, ponieważ głównym bohaterem najnowszej powieści China Mieville’a jest… miasto. A właściwie: Miasto. A żeby być jeszcze bardziej ścisłym: dwa Miasta.

Besźel i Ul Qoma

Antal-Berkes-Havas-utcaMieville stworzył w swojej powieści wizję dwóch przenikających się wzajemnie miast-państw. Besźel i Ul Qoma leżą gdzieś na obrzeżach Europy (po występujących w książce terminach można określić ich położenie w okolicach Bałkanów) i zajmują to samo terytorium. Niektóre z miejsc, budynków i ulic są „jednolite”, ich przynależność można przypisać jednemu z miast. Większa część obu Miast jest jednak wspólna, niejednorodna wymiarowo. Takie miejsca nazywane są przeplotami. Granice są rozmyte we mgle niczym gasnący hologram. Największe przestępstwo stanowi złamanie tego swoistego metafizycznego tabu. Nazywane jest ono przekroczeniem – „egzystencjalnym pogwałceniem granic rozdzielających oba państwa”. Nad porządkiem czuwa tajna organizacja, owiana tajemnicą, budząca powszechny respekt i strach obywateli, przy której wpadnięcie w ręce policji jest jak wakacje na tropikalnych wyspach. Ta organizacja to Przekroczeniówka.

Antal-Berkes-Budapest-in-winter-1By uniknąć bezwzględnie zakazanego przekraczania, mieszkańcy szkoleni są w tzw. przeoczaniu – umiejętności niedostrzegania tego, co dzieje się w drugim mieście (często kilka kroków od własnego domu). Przeoczanie dotyczy nie tylko architektury, przedmiotów, pojazdów czy obcych ulic, ale także ludzi, zakazanych ubrań, rozmów, a nawet sposobów chodzenia czy niektórych kolorów!

Władze obydwu Miast robią wszystko, by utrzymać suwerenność i polityczną odrębność. W Besźel i Ul Qomie działają organizacje polityczne, nacjonalistyczne, w podziemiach także  ekstremistyczne, pragnące bezwzględnej władzy dla swojego Miasta-ojczyzny. Możemy natknąć się także na ludzi dążących do zjednoczenia – to unifikacjoniści.

Hiperrealizm Baudrillarda

Świat wykreowany przez Mieville’a luźno opiera się na hiperrealnej filozofii Jeana Baudrillarda. Nie jest on ani rzeczywisty, ani nierzeczywisty, lecz hiperrealny właśnie.
„Nic nie jest do siebie podobne, a holograficzne odwzorowanie, jak wszelkie pragnienie syntezy bądź wiernego wskrzeszenia rzeczywistości (…) nie jest już rzeczywiste, lecz hiperrealne. Nie ma już zatem właściwości odwzorowania (prawdy), lecz zawsze jest symulacją. Nie wierną wszakże, lecz taką, której prawdziwość została już przekroczona, co oznacza, że znajduje się ona już po drugiej stronie prawdy. Co dzieje się po drugiej stronie prawdy, nie z tym, co fałszywe, lecz z tym, co jest bardziej prawdziwe niż sama prawda, bardziej rzeczywiste niż sama rzeczywistość?” – pisze Baudrillard w „Symulakrach i symulacji”.

„Deszcz i dym mieszkają w obu miastach jednocześnie”

China-Mieville (fot. Andrew M. Butler)Miasta Mieville’a, choć początkowo może się to wydawać skomplikowane, dość szybko stają się czytelnikowi bliskie i naturalne. Ul Qoma posiada silniejszą gospodarkę i infrastrukturę na wyższym poziomie, jest lepiej rozwinięta ekonomicznie i technologicznie, a jej obywatele są bogatsi. Besźel jest jak gdyby jej wschodnioeuropejskim, biedniejszym odpowiednikiem. Beszelska policzai dysponuje starszym sprzętem niż ulqomańska militsya. Ul Qoma jest świecka, Besźel to miasto religijne. Do Ul Qomy ludzie wyjeżdżają „za chlebem”, w mieście działa metro, na tle nocy skrzą się neony, a barwy miasta są żywe, bardziej egzotyczne niż w szarym, ponurym, zadymionym, deszczowym i mglistym Besźel.

„Na całej BudapestStrasz pod starymi budynkami rosły krzewy budlei. To typowy miejski chwast w Besźel, ale nie w Ul Qomie, gdzie przycinają ją, gdy tylko się pojawi. Dlatego na Budapeszt Strasz, która była beszańską częścią przeplotu, zaniedbane, niekwitnące o tej porze roku krzaki (…) urywały się nagle na granicy miast. Domy w Besźel były zbudowane z cegły i otynkowane. Z każdego gapiły się na mnie domowe lary, małe, człekokształtne maszkarony o budlejowych brodach. Przed kilkoma dziesięcioleciami ta okolica nie była jeszcze tak podupadła. (…) Teraz zostało tam tylko cmentarzysko żelaznych szkieletów.”

Philip-Marlowe-Humphrey-Bogart-Wielki-senChandler w świecie fantastyki

Intryga rozpoczyna się w momencie odnalezienia w slumsach porzuconego ciała zamordowanej studentki. Sprawę prowadzi inspektor o dźwięcznie i bardzo niehollywoodzko brzmiącym nazwisku – Tyador Borlú z besźelskiego Wydziału Najpoważniejszych Zbrodni. Jako że podejrzewa przekroczenie, ślad prowadzi go do Ul Qomy. Tam łączy siły ze starszym detektywem Qussimem Dhattem i razem próbują rozwiązać skomplikowaną zagadkę. Inspektor Borlú nie jest błyskotliwym detektywem pokroju Sherlocka Holmesa czy Herkulesa Poirot. Choć bystry i metodyczny w swych działaniach, przypomina raczej chandlerowskiego Philipa Marlowe’a. Bo i klimat stworzony przez Mieville’a jest chandlerowski właśnie.

Kafkowska atmosfera w powieści momentami przywodzi na myśl Frantic Romana Polańskiego. Próżno jednak szukać egzystencjalnych przemyśleń bohatera, akcja książki to raczej ciąg przyczynowo-skutkowy, rozpędzający się i z każdą stroną przybliżający nas do finału. Opisy są realistyczne, dokładne, choć autor rzadko posługuje się fajerwerkami językowymi. „Miasto i Miasto” czyta się przez to bardzo szybko, połykając kolejne rozdziały i oczekując na następny zwrot akcji. Fabuła nie jest specjalnie skomplikowana: zabójstwo, prowadzone śledztwo, poszlaki, dowody, potężne korporacje, a wszystko podane w polityczno-społecznym sosie. Gdyby nie fantastyka, byłby to zapewne tylko kolejny sprawnie skonstruowany kryminał. Motyw przeplatających się Miast sprawia jednak, że wiele wątków nabiera nowych znaczeń, tworząc metafizyczną powłokę.

Za „Miasto i Miasto” China Mieville otrzymał w 2010 roku wiele prestiżowych nagród, m.in.: Hugo, Locusa (co niektórych może zdziwi – za najlepszą powieść fantasy) oraz Arthura C. Clarke’a (już po raz trzeci). Jako ciekawostkę dodam, że za tę ostatnią autor otrzymał tym razem honorarium w wysokości… 2010 funtów szterlingów, ponieważ wysokość nagrody zawsze jest taka, jak rok w którym nagrodę przyznano. Czy nie za nisko wycenili autora? Oceńcie sami.

China Miéville, Miasto i miasto, tłum. Michał Jakuszewski, wyd. Zysk i S-ka, Warszawa 2010.

Rafał Niemczyk